Na luzie o bluzie

Do worka z intelektualnym dorobkiem ludzkości wepchnięto przez tysiąclecia nieprzebrane pokłady maksym i złotych myśli. Ksiąg strony zapełniłoby się tym na tony. Wiele z nich słyszeliśmy, a część nawet zwykliśmy powtarzać – bądź to życzliwie tłukąc je bliźnim do łbów w celach edukacyjnych, bądź to robiąc w towarzystwie za erudytów, którzy usiłują olśnić rozmówcę cudzą mądrością. Tak czy siak, można się w tych wszystkich mottach i bon motach zamotać. Czasem jednak, aby usłyszeć coś dającego do myślenia, wcale nie trzeba sięgać do klasyki. Wystarczy, co niniejszym rekomenduję, rzucić okiem i uchem na stare dzieła rodzimej kinematografii. Stare na tyle, że nakręcone jeszcze za miłościwie nam paskudzącej komuny. Weźmy choćby „07 zgłoś się” – tyleż kultowy, co wciągający serial o pewnym dzielnym i kumatym milicjancie. Odkładając na bok wsad ideologiczny tej produkcji, padają tam niekiedy zdania dla współczesnych już mało zrozumiałe, acz znaczące. Kiedy na przykład pan porucznik z pewną niewiastą przechadzają się w stolicy pod Warsem i Sawą, ta – urzeczona kuszącymi ją z wystaw ciuchami – rozmarzona rzekła do Sławomira B.: „Wiesz, jak będę miała dużo forsy, to co tydzień będę sobie kupowała nową bluzkę”. Serio. Takie było w PRL-u wyobrażenie o luksusie! Prawda, że rozczulające? I zarazem też, niestety, smutne.

Zmienił się ustrój, minęło kilka dekad i dzisiaj już nie szmatkami buduje się nad Wisłą pozycję społeczną. Owszem, istnieje wśród młodzieży pewien dres(s) kod, w przypadku nieposiadania na tyłku łachów określonych marek skazujący ziomali na odzieżowe wykluczenie. Tyle że trzymanie się metkowych reguł awansu do elity jednak nie oznacza – pozwala tylko uniknąć degradacji. Teraz, zamiast o bluzkach z wystawy, szary człowiek marzy o rzeczach bez porównania kosztowniejszych. A gdy je zdobędzie, to i tak nie zaznaje spokoju, bo rynek podsuwa mu kolejne przynęty. Mało kto w tym dążeniu do bogactwa, cokolwiek ono dlań oznacza, potrafi się opamiętać. I zastanowić nad tym, co powiedział kiedyś pewien roztropny człowiek: „Nieważne, ile masz. Ważne, ile ci brakuje”.

Poprzedni artykułWyścigi po pamięć
Następny artykułPorywy inicjatywy
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.