Chociaż każde spotkanie jest inne i trudno je porównywać, to był prawdopodobnie najlepszy mecz KPR-u w rozgrywkach Ligi Centralnej. Podejmując w sobotę (4 grudnia) AZS AWF Biała Podlaska, legionowscy szczypiorniści nie dali gościom żadnych szans i pewnie wygrali z drugą drużyną w tabeli 29:24.

Kibice, którzy przyszli na sobotni mecz, aby zobaczyć ostatnie w tej rundzie domowe starcie KPR-u, mieli rzadką możliwość obserwowania rozgrzewki obu drużyn. Ze względu na odbywający się wcześniej w IŁ Capital Arenie, dłuższy niż zakładano mecz koszykarzy Legionu, szczypiorniści musieli zacząć pół godziny później. Ale warto było poczekać…

Mazowiecki jedynak w Lidze Centralnej zaczął z dużym animuszem, potwierdzonym otwarciem wyniku przez Krystiana Wołowca. Za chwilę poprawił Tomasz Kasprzak i KPR prowadził 2:0. Goście szybko wyrównali, dając sygnał, że nie zamierzają wracać na Podlasie z niczym. Po dwóch kolejnych akcjach i świetnym rozklepaniu obrony rywala, miejscowi znów objęli dwubramkowe prowadzenie (4:2). Zapowiadało się widowisko godne starcia ligowej czołówki. Legionowskich kibiców mogła cieszyć wyborna forma obrotowego KPR-u, poparta agresywną, skuteczną obroną. Po 11 minutach KPR prowadził 7:4, nie ustępując wiceliderowi w żadnym elemencie boiskowego rzemiosła. Wręcz przeciwnie. Niedługo później obu ekipom przytrafił się krótki bramkowy przestój, przerwany w 15 minucie przez Franci Brinovca. Po chwili i dobitce tego zawodnika, zrobiło się 9:5 dla jego drużyny, na co sztab gości natychmiast zareagował wzięciem czasu. Spory wpływ na ten stan rzeczy miała też postawa Tomasza Szałkuckiego, który kilka razy zagrodził piłce drogę do siatki. Im bliżej było końca pierwszej partii, tym KPR starał się spokojniej i uważniej rozgrywać akcje. Nie zawsze czynił to z powodzeniem, ale ponieważ AZS też się mylił, w 26 minucie legionowianie mieli już w zapasie pięć trafień (13:8). I to oni bardziej zadowoleni zeszli na przerwę, prowadząc aż 16:9.

Kiedy oba teamy łapały w szatni drugi oddech, Kapeerek – maskotka miejscowych, zaśpiewał publiczności „Blue suede shoes”, czyli żwawego rockandrolla z repertuaru Elvisa Presleya. I równie żwawo sobotni rywale rozpoczęli drugie starcie. W KPR-ze pierwsze skrzypce grał Tomasz Szałkucki, który dwa razy widowiskowo interweniował, ratując skórę kolegom z pola. Ci jednak nie chcieli być gorsi i po ośmiu minutach gry zwiększyli prowadzenie do dziewięciu „oczek” (21:12). Wtedy jednak drugi zawodnik KPR-u powędrował na ławkę kar, co znacznie skomplikowało sytuację w ofensywie. I chociaż miejscowi zaliczyli trafienie, ich przewaga nieco stopniała (22:15). Cóż, za twardą grę trzeba czasem płacić… Stopniowo gościom zaczęło się coraz bardziej spieszyć, wciąż bowiem nie tracili nadziei na korzystny wynik. Od 46 minuty KPR musiał krótko grać bez kontuzjowanego Krystiana Wołowca, ale na szczęście dosyć szybko wrócił on na parkiet. Kiedy 10 minut przed końcem gospodarze wygrywali 26:18, ich duet trenerski wziął czas, aby nakreślić graczom plan na końcówkę meczu. Plan, który w zasadniczej części legionowianie zrealizowali. Po dynamicznym, emocjonującym meczu KPR ograł wicelidera Ligi Centralnej 29:24, udowadniając, że wciąż aspiruje do zakończenia jej na pierwszym miejscu. W praktyce może to być jednak trudne, bo strata czwartych w tabeli legionowian do liderującego Argedu wynosi już jedenaście punktów.

Niezależnie od tego, zapytany, czy to był najlepszy mecz drużyny w Lidze Centralnej, Marcin Smolarczyk, który wraz z Michałem Prątnickim prowadzi legionowski zespół, bynajmniej nie zaprzecza. – Myślę, że można pokusić się o takie stwierdzenie, chociaż ciężko to jednoznacznie stwierdzić, bo mecz meczowi nierówny. Ale na pewno postawiliśmy dziś na swoje granie i w perspektywie sześćdziesięciu minut, poza kilkoma sytuacjami, w których gdzieś zgubiliśmy to „liczenie” w obronie, mówiąc kolokwialnie, wszystko było pod kontrolą. Biała Podlaska grała tak, jak my chcieliśmy i nie znalazła recepty na tę obronę. Nas to bardzo cieszy, bo przygotowaliśmy się do tego spotkania, jak do takiego, powiedzmy, kulminacyjnego punktu sezonu. To był nasz ostatni w tym roku mecz u siebie i zależało nam na tym, aby wynagrodzić kibicom te porażki, które nam się przytrafiły – mówi trener KPR-u. Cel, jako się rzekło, został osiągnięty.

KPR Legionowo – AZS AWF Biała Podlaska 29:24 (16:9)

Najwięcej bramek: dla KPR-u – Tomasz Kasprzak 8, Filip Fąfara 7, Mateusz Chabior, Franci Brinovec – po 4; dla AZS-u AWF – Leon Łazarczyk 5, Patryk Niedzielenko, Marcin Stefaniec, Bartłomiej Mazur – po 4.

Poprzedni artykułSzpital od onkologicznych kulis
Następny artykułNauka ze znakiem jakości
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.