Po przegraniu przed tygodniem wyjazdowego meczu na szczycie w Ostrowie Wielkopolskim występująca w Lidze Centralnej drużyna KPR-u Legionowo miała w sobotę (20 listopada) okazję przed własną publicznością pokazać, że był to tylko wypadek przy pracy. I tę okazję wykorzystała, przekonująco pokonując waleczny MKS Grudziądz 34:27.

Zanim jeszcze rozpoczął się mecz, solidną porcję braw zebrała od kibiców pokazana po raz pierwszy maskotka gospodarzy – sympatyczny ptak ochrzczony, jakżeby inaczej, imieniem Kapeerek. I to pod jego czujnym okiem miejscowi rozpoczęli bój przeciwko ekipie MKS-u Grudziądz. Pierwszą bramkę, z rzutu karnego, zdobyli w nim goście. Po chwili gospodarze, po rzucie Jakuba Brzezińskiego, zrewanżowali się tym samym. Przestrzeń między słupkami obu drużyn szybko więc została „odczarowana”. I to tak skutecznie, że przez długi czas gole padały właściwie po każdej akcji. Co może niezbyt dobrze świadczyło o obronie miejscowych, za to wręcz przeciwnie o ich ataku. Pierwszy raz przyjezdni pomylili się dopiero w ósmej minucie, kiedy świetną interwencją popisał się Tomasz Szałkucki (5:5). KPR nie wykorzystał jednak szansy na objęcie prowadzenia, a MKS po chwili znów trafił. Ale co się odwlecze…

Pierwszy raz KPR wyszedł na prowadzenie w 10 minucie, dzięki trafieniu Marcina Kostro (7:6). Później, po wyrównaniu ekipy z Grudziądza, nastąpił krótki bramkowy przestój, zakończony golem z karnego dla gości, którzy przez dwie minuty mogli też grać w przewadze. I wykorzystali ten czas optymalnie, osiągając dwubramkowe prowadzenie. Na półmetku pierwszej połowy MKS prowadził 10:9 i wyglądało na to, że miejscowych szczypiornistów znów czeka zacięta walka do samego końca. Mijały kolejne minuty, ale żadnej z drużyn nie udawało się wypracować większej przewagi: ani optycznej, ani bramkowej. O pierwszą przerwę w meczu, przy prowadzeniu gospodarzy 14:12, poprosił w 23 minucie trener MKS-u. Najwyraźniej się ona przydała, bo po kilkudziesięciu sekundach było już po 14. Końcówka pierwszej połowy, dzięki pięknym bramkom Krystiana Wołowca i Jakuba Brzezińskiego, należała do KPR-u, który zszedł na przerwę, prowadząc 18:16. – Przez całe 30 minut trwała właściwie gra bramka za bramkę. Ciężko nam była złapać rytm w obronie, nie mogliśmy znaleźć jakiegoś porozumienia. Za to w ataku graliśmy dosyć sprawnie, pomimo własnych błędów, niedokładnych piłek czy fauli w ofensywie. Dosyć szybko zdobywaliśmy bramki, natomiast, jak powiedziałem, problem był w obronie – oceniał po spotkaniu Marcin Smolarczyk, jeden z trenerów legionowian.

Tuż po rozpoczęciu drugiej części meczu KPR podwyższył prowadzenie, a dzięki nieudanej akcji gości miał szansę odskoczyć na cztery gole. Ta sztuka się jednak nie powiodła i po chwili znów wygrywał tylko dwiema bramkami. W utrzymywaniu kontaktu z KPR-em mocno pomagał przyjezdnym ich bramkarz, który kilka razy zablokował piłce drogę do siatki. Na szczęście Kacper Zacharski też nie próżnował i w 36 minucie gospodarze po raz pierwszy prowadził czterema golami (21:17). Mimo czerwonej kartki dla jednego z zawodników i dwuminutowej gry w osłabieniu Franci Brinovec zdobył kolejną bramkę, co sprawiło, że zawodnikom z Grudziądza jeszcze bardziej zaczęło się spieszyć. Przy stanie 22:19 miała miejsce niecodzienna sytuacja: wykonujący karnego Jakub Brzeziński, choć rzucał z dobitką, dwa razy nadział się na bramkarza gości. Lecz w kolejnej akcji jego koledzy naprawili ten błąd i KPR wciąż utrzymywał dystans. Kiedy w 44 minucie wyszedł na 25:20, sztab trenerski MKS-u postanowił wybić podopiecznych Marcina Smolarczyka i Michała Prątnickiego z uderzenia. Było jednak widać, że z akcji na akcję czują się oni coraz pewniej, realizując plan zdobycia tego dnia kompletu punktów.

Dziesięć minut przed końcem KPR miał w zapasie sześć trafień (27:21), więc do jego realizacji było już bardzo blisko. Ale po bramce dla gości trenerzy graczy z IŁ Capital Areny zawołali ich na przerwę. Trochę w celu przywrócenia pełnej koncentracji, a trochę dla naszkicowania taktyki na finisz. Choć MKS ambitnie dążył do wyrównania, zdołał jedynie zmniejszyć rozmiary porażki. Przy gorącym dopingu fanów KPR spokojnie dowiózł zwycięstwo do ostatniego gwizdka. Po widowiskowej końcówce, gdzie obie ekipy mniej już dbały o obronę, miejscowi wygrali 34:27. – W szatni wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy i wszystko zaczęło lepiej funkcjonować. Włączył się też Kacper Zacharski, odbił kilka ważnych piłek i miał około 35 procent skuteczności, co dla bramkarza jest wynikiem bardzo przyzwoitym. To pozwoliło drużynie złapać więcej pewności w ataku pozycyjnym i wyprowadzić kilka szybkich, zakończonych golami akcji – powiedział Marcin Smolarczyk. Podkreślił też udział w zwycięstwie coraz chętniej wprowadzanej do boju młodzieży. – To bardzo fajni zawodnicy, którzy wchodzą na seniorskie parkiety na drugim szczeblu rozgrywek krajowych i radzą sobie całkiem nieźle. Oczywiście mają prawo do błędów, bo dopiero zdobywają doświadczenie, ale mamy nadzieję, że w miarę jego nabywania będzie ich się przytrafiało coraz mniej i nabiorą więcej swobody w rozgrywaniu akcji, rozpoznaniu sytuacji i podejmowaniu prawidłowych decyzji na boisku. Mocno na nich liczymy i oni dobrze o tym wiedzą, bo stawiamy im wysokie wymagania. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tych młodych chłopców, ale zawsze chcemy więcej.

Po dziewięciu kolejkach legionowski klub zajmuje trzecią pozycję w tabeli, do liderującego w Lidze Centralnej Argedu tracąc w tej chwili dziewięć punktów.

KPR Legionowo – MKS Grudziądz 34:27 (18:16)

Najwięcej bramek: dla KPR-u – Filip Fąfara 7, Franci Brinovec, Mateusz Chabior – po 6; dla MKS-u – Paweł Kruszewski 9, Artur Sadowski 7, Kamil Mokrzki 5.

Poprzedni artykułDevelopres sprasowany!
Następny artykułPatriotyzm pod lupą
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.