Miłość to, jak większości ziemian zapewne wiadomo, uczucie silne, porywcze i zdolne dopaść swe ofiary w najmniej spodziewanych okolicznościach tudzież czasie. Miejsce też jest oczywiście bez znaczenia. Zdarzały się więc, zdarzają i będą zdarzać sercowe porywy również w Legionowie. I my dziś właśnie o jednym z nich, zasłyszanym podczas niedawnego koncertowego pobytu we wspomnianym grodzie trojga wybitnych śpiewaków: Emilii Zielińskiej, Ryszarda Morki oraz Bogusława Morki.

Jak przed ich występem wyszło na jaw, pan Bogusław, bodaj najbardziej z owej trójcy znany, przyznał się za kulisami, iż dawno, dawno temu – za sprawą pewnej niezwykłej niewiasty – to właśnie miasto Legionowo kojarzyło mu się z wielką miłością. Wielką i pod kilkoma względami kto wie, czy nie najważniejszą, bo przecież dlań pierwszą… Personaliów owej tenorowej damy ani dalszych losów opisywanej w tym miejscu relacji niestety nie ujawniono i nie znają ich zapewne nawet tropiciele z wszędobylskiego „Pudelka”. W związku z tym więcej o tym związku nie wiemy. A szkoda, gdyż może okazałby się to materiał nie tylko na obszerniejszy tekst, ale nawet cały romans! Albo na przykład chwytliwe libretto do autobiograficznej operetki, w której Bogusław Morka pięknie by to wszystko publiczności wyśpiewał.

Poprzedni artykułKwarantanna przez telefon
Następny artykułDziura w mózgu
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.