Wybierając w sobotni wieczór (30 października) spędzenie czasu na meczu piłki ręcznej, licznie przybyli kibice KPR-u liczyli na kolejne zwycięstwo swojej drużyny. Dziesiąta po sześciu kolejkach Ligi Centralnej pozycja gości z Wągrowca dawała ku temu solidne podstawy. Jeśli chodzi o emocje, miejscowi fani zapewne nie byli zawiedzeni. Gorzej z wynikiem, bo po dramatycznej końcówce legionowska drużyna została bez punktów.

Na początku meczu, tak jak to ponoć działo się przed powstaniem świata, był… chaos. Po serii nieudanych akcji z obu stron pierwsi „ogarnęli się” przyjezdni i w trzeciej minucie otworzyli wynik. Kilkadziesiąt sekund później, po szybkiej kontrze, Jakub Brzeziński rozpoczął strzelanie KPR-u. Kolejne dwa gole zdobyli jednak goście i nie chcąc napędzać ich wiarą w sprawienie niespodzianki, miejscowi chcieli utemperować te zapędy. Wprawdzie nie od razu, ale po trafieniu na 3:3 w ósmej minucie ten plan zrealizował Filip Fąfara. W szybkim powiększeniu prowadzenia dwukrotnie przeszkodził legionowianom bramkarz Nielby, także gdy jego drużyna grała w osłabieniu. Jednak niedługo później Matusz Chabior wykorzystał jego nieobecność między słupkami i po przechwycie piłki trafił do pustej bramki. Kiedy padł gol na 5:3, trener gości od razu wziął czas.

Po nim obraz gry zasadniczo się nie zmienił. Obie ekipy popełniały sporo błędów, często gubiąc piłkę przed polem karnym rywala. Mimo to po kwadransie gry KPR wciąż utrzymywał skromną przewagę (7:5). Do czasu. Dwie minuty później to przyjezdni prowadzili 8:7. Po strzale Filipa Fąfary KPR wprawdzie wyrównał, lecz wyglądało na to, że jeżeli nie poprawi celności, będzie miał tego dnia trudną przeprawę. Zawodnicy Nielby, nie bawiąc się w długie i forsowne przepychanki przed polem karnym, strzelali z dystansu, co często kończyło się pokonaniem Tomasza Szałkuckiego. Ten fakt (plus dobra dyspozycja golkipera gości) sprawił, że to oni – wygrywając 12:11 – zeszli do szatni w lepszych nastrojach.

Po przerwie pierwsza znów trafiła ekipa z Wągrowca. Niezdeprymowany tym KPR spokojnie konstruował swoje akcje, tyle że na przeszkodzie w ich finalizacji dwa razy stawał bramkarz Nielby Artur Gawlik. A że nie próżnowali też jego koledzy z pola, pięć minut po przerwie gospodarze mieli już do odrobienia trzy gole (11:14). Poirytowani takim obrotem sprawy miejscowi szybko zdobyli dwie bramki, ale choć wyrównanie było blisko, w 41 minucie ponownie przegrywali trzema „oczkami”. Wtedy do graczy KPR-u chyba dotarło, że nadeszła pora, by wreszcie pokazali, że zasłużenie zajmują trzecie miejsce w tabeli. I rzeczywiście, tempo rozgrywania ich akcji nieco wzrosło, ale wciąż szwankowała skuteczność. Zwłaszcza że golkiperowi Nielby zdarzało się bronić strzały „nie do obrony”. KPR, nawet w tym sezonie, likwidował już nie takie „ucieczki”, więc 13 minut przed ostatnim gwizdkiem (19:22) kibice gospodarzy jeszcze wierzyli w zdobycie trzech punktów. Kiedy w 50 minucie Marcin Kostro trafił na 22:23, sztab gości z miejsca postanowił wybić KPR z rytmu. Plan się powiódł, bo po wznowieniu gry to oni zdobyli kolejną bramkę. Nic dziwnego, że z akcji na akcję podopiecznym Marcina Smolarczyka i Michała Prątnickiego coraz bardziej zaczęło się spieszyć.

Gdy sześć minut przed zakończeniem meczu drugi bramkarz gości obronił karnego strzelanego przez Filipa Fąfarę (23:25), trenerzy gospodarzy poprosili o przerwę. Po niej, zdobywając kontaktowego gola, sygnał do pościgu dał Michał Prątnicki, a po chwili ten sam zawodnik trafił na 25:25. Później nastąpiła intensywna wymiana ciosów, przerwana wreszcie przez udane interwencje bramkarzy obu ekip. Minutę przed końcem, przy remisie po 27, piłkę miała Nielba i znów umieściła ją w bramce KPR-u. Na wyrównanie pozostało miejscowym zaledwie 46 sekund. Plan zrealizował Marcin Kostro, ale goście mieli jeszcze 15 sekund na ostatnią akcję. Ich sztab poprosił o czas, instruując zespół, co ma zagrać. Dalszy rozwój wypadków kibice zapamiętają na długo… Niestety nie będą to wspomnienia zbyt miłe. W desperackim ataku bezkonkurencyjny tego wieczoru Paweł Gregor umieścił piłkę w siatce, lecz stało się to po odgwizdaniu przez sędziego faulu na tym zawodniku i bramka nie została uznana. Już po upływie regulaminowych 60 minut pozostał mu jednak do wykonania rzut wolny. I chociaż na drodze piłki wzniesiono mur zbudowany z całej drużyny KPR-u, Paweł Gregor pokonał las uniesionych rąk i rzutem w okienko ustalił rezultat na 29:28. Trudno się dziwić, że po takim finiszu szalejący ze szczęścia szczypiorniści Nielby rzucili się na swego najlepszego strzelca i przygnietli go do parkietu…

KPR Legionowo – MKS Nielba Wągrowiec 28:29 (11:12)

Najwięcej bramek: dla KPR-u – Michał Prątnicki 6, Marcin Kostro, Tomasz Kasprzak – po 5; dla Nielby – Paweł Gregor 16, Patryk Skrzypczak 4.

Poprzedni artykułStrategiczny odLOT
Następny artykułTężnia po sąsiedzku
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.