Od 13 do 17 października legionowska IŁ Capital Arena po raz kolejny gościła uczestników Mazovia Cup, czyli Międzynarodowego Turnieju Rugby na Wózkach. Tym razem wzięło w nim udział pięć drużyn. Obok gospodarzy, czyli warszawskiego teamu Four Kings, o zwycięstwo walczyły ekipy z Francji, Czech, Hiszpanii i Holandii. Polscy „królowie”, po zaciętej walce w półfinale, musieli zadowolić się trzecią lokatą.

Niezależnie od końcowego rezultatu, mózg stojącego za całymi zawodami teamu i tak po wszystkim – razem z cała drużyną – czuł się wygrany. – To była dziesiąta edycja Mazovia Cup, bo już od 2011 roku – z ubiegłoroczną przerwą spowodowaną przez pandemię – organizujemy nasz turniej w tej pięknej hali. Natomiast w tym roku spotkała nas niespodzianka, ponieważ w wakacje miasto zdecydowało się wymienić w niej nawierzchnię i teraz nie jest ona przyjazna dla rugby na wózkach. Na tej bardzo miękkiej gumie wózki są dużo wolniejsze i o wiele ciężej się jeździ – mówi Dominik Wietrak, szef i pomysłodawca turnieju. Wynajęcie przez organizatorów parkietu, ze względu na koszty i brak czasu, nie wchodziło w rachubę. Wtedy do akcji wkroczyli ludzie z Areny, proponując zabezpieczenie podłogi używanymi już wcześniej do tego celu matami. Jak postanowiono, tak zrobiono. – Szukaliśmy optymalnego rozwiązania, aby turniej mógł przebiegać bez komplikacji. W końcu, po wielu rozmowach i poszukiwaniach wyjścia z sytuacji, znaleźliśmy takie, jak sądzę, optymalne, które sprawiło, że turniej znów odbył się w naszym mieście – cieszy się Michał Kobrzyński, kierownik IŁ Capital Areny Legionowo.

I dobrze się stało, bo pod wieloma względami jest on przecież wyjątkowy. W tym roku, obok profesjonalnej organizacji i obsługi medialnej, atutem obsługiwanej przez mnóstwo wolontariuszy imprezy był także jej bardzo wysoki poziom sportowy. Utrzymany nawet mimo faktu, że z powodu nietypowej nawierzchni rywalizacja niepełnosprawnych rugbystów była nieco wolniejsza i mniej dynamiczna. – Jak zwykle mamy zagraniczną obsadę. Po raz pierwszy pojawiła się u nas Hiszpania, a holenderski zespół przyjechał w bardzo silnym składzie – nie spodziewałem się, że będą aż tacy mocni. No i byli też nasi stali bywalcy, Czesi z Prague Robots. W półfinale zagraliśmy z bardzo mocnym zespołem francuskim. Myśleliśmy, że zagramy z nim mądrze taktycznie, ale niestety na tej gumie trochę nam zabrakło sił i ostatecznie musieliśmy zadowolić się trzecim miejscem. Ten mecz mieliśmy już całkowicie pod kontrolą. Hiszpanie tu debiutują, dopiero się uczą, a my już trochę tych edycji mamy za sobą – przyznaje Dominik Wietrak.

Wszystko to sprawiło, że mecz o trzecie miejsce polscy „królowie” z Four Kings wygrali z hiszpańską ekipą Leone Sobre Ruedas 45:36. I na spokojnie mogli już oglądać finał zawodów, w którym pogromcy gospodarzy – Francuzi z Blue Link Team zmierzyli się z holenderską drużyną Flying Dutchman. Doskonale przygotowani goście z Niderlandów nie pozostawili rywalom złudzeń i gładko zwyciężyli 53:33. Ale tuż po ostatnim gwizdku sędziego, tak jak po każdym meczu, sportowa złość ustąpiła miejsca atmosferze pełnej przyjaźni i życzliwości. To normalne, bo rugby na wózkach tylko z pozoru jest dyscypliną pełną ujętej w karby przepisów boiskowej agresji. – Każdy, kto pierwszy raz widzi rugby na wózkach i słyszy te zderzenia, mówi: „Ojej, jaka tu jest brutalność!”. A to jest naprawdę bardzo bezpieczny sport. Kontuzji jest mało i jeżeli już się zdarzają, to głównie jakieś obtarcia, czasami zwichnięcia. Mimo upadków, nawet na parkiecie, rzadko się zdarza jakiś uraz. To po prostu jest bardzo miły, fajny sport – zapewnia organizator Mazovia Cup.

Rugby na wózkach to gra zawierająca elementy koszykówki na wózkach, hokeja na lodzie i futbolu amerykańskiego. Biorą w niej udział dwie czteroosobowe drużyny, walczące na koszykarskim boisku z użyciem piłki siatkowej, a celem gry jest przekroczenie linii bramkowej przeciwnika. Ważniejsze wydaje się jednak pokonywanie przez zawodników własnych barier psychologicznych i fizycznych. Oni sami najlepiej wiedzą, jak wielkie i trudne to wyzwanie.

Poprzedni artykułPrezent wprost z ekranu
Następny artykułDozór za przemoc
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.