Za każdą książką stoi, jak wiadomo, jej autor. Czasem występując pod pseudonimem, a częściej używając swego prawdziwego nazwiska. Anna Kasiuk, niedawny gość legionowskiej Poczytalni, należy do tej drugiej grupy. I słusznie, bo chociaż ostatnio wplotła do swojej twórczości erotykę, nadal nie ma się czego wstydzić.

Publikująca od kilku lat pisarka wciąż jeszcze nie może uwierzyć, że z pracy w korporacji tak zgrabnie i dla niej samej zaskakująco udało się jej przeskoczyć do literatury. – Gdybym powiedziała, że to amerykański sen, to bym skłamała, bo absolutnie nigdy nie planowałam zajmować się niczym takim. Do 2013 roku, bo wtedy napisałam pierwszą powieść, wydawało mi się, że jestem człowiekiem typowo zadaniowym: coś zostaje zlecone, ma być zrobione, no i jest zrobione. Ale człowiek się zmienia i tak było też w moim przypadku. Coś tam gdzieś po drodze się wykrzaczyło, nie poszło tak, jak należy, więc żeby zachować wewnętrzny spokój, musiałam znaleźć jakieś zajęcie. Wiadomo, że w domu wiele spoczywa na barkach kobiety i nie mogłam sobie pozwolić na szaleństwo, dlatego zabrałam się za coś, co pozwalało mi bardzo się relaksować i odpoczywać, czyli za pisanie – wspomina autorka. To, że efekty tej odprężającej pracy w ogóle ujrzały światło dzienne, jest zasługą męża pani Anny. Od początku wierząc w jej talent, zrobił wszystko, aby rękopisy małżonki nie dokonały swego żywota w szufladzie. – To on naciskał, żebym zrobiła coś więcej z tym swoim, nie powiem „dziełem”… z tą swoją pracą. I tak się wszystko zaczęło. A jak już się zaczęło i w tym zasmakowałam, to nie potrafiłam się powstrzymać. Zaczęłam od obyczajówki, której wcale nie podziękowałam, bo bardzo lubię opowiadać historie, które spotykać nas mogą na każdym kroku. Ale zajęłam się również literaturą erotyczną, ponieważ zawsze mnie ciągnęło do tego, o czym się nie mówi, o czym się nie chce i boi mówić. Ja bardzo lubię obserwować, jak ludzie reagują na tego typu tematy. A erotyka to bardzo wdzięczny temat.

Spotkania z czytelnikami stanowią idealną okazję, aby poznać ich reakcje na własną twórczość. Idealną, lecz także trochę stresującą. Anna Kasiuk nie ukrywa, że takie kontakty są dla niej bardziej emocjonujące, niż oddawanie do druku nowej książki. – Zanim przyjdę na takie spotkanie, wszystko jest w porządku: mam wszystko zaplanowane, jestem podekscytowana i cała w skowronkach. Dopiero kiedy zbliża się ten termin, zaczynam je bardzo przeżywać, bo to wyjątkowe przeżycie dla każdego autora. Bardzo lubię spotkania z czytelnikami, rozmowy i to, że w ich trakcie nawiązuje się między nami fajna relacja. To nie jest mój monolog tudzież dialog z prowadzącym, tylko robi się super klimat i mogę sobie z czytelnikami porozmawiać. To jest fascynujące i stanowi przygotowanie do kolejnych historii. Ja się cały czas uczę i wykorzystuję te doświadczenia, którymi czytelnicy się dzielą.

Mimo stosunkowo krótkiej działalności literackiej Anna Kasiuk ma już w dorobku kilkanaście tytułów. Popularność przyniosła jej saga obyczajowa z elementami nadprzyrodzonymi, zatytułowana „Łowiska”. Popularność, która wciąż jest dla niej zjawiskiem nowym i nieoczekiwanym. – Musiałam się z tym oswoić, ale to oczywiście bardzo przyjemne. Chyba każdy z nas odczuwa pragnienie bycia wysłuchanym, a jeżeli jeszcze czuje, że to, co ma do powiedzenia, może w jakiś sposób uprzyjemnić komuś życie czy wskazać jakieś ścieżki, na które wcześniej nie miał odwagi, tym bardziej jest to dodatkowa motywacja. To wspaniałe uczucie.

A zaczęło się ono, jak większość wspaniałych uczuć, od starych, dobrych książek. Mimo pojawiania się coraz to nowszych nośników informacji, na tym polu tradycyjna lektura wciąż jest bezkonkurencyjna.

Poprzedni artykułWolska już przecięta
Następny artykułKonkurencja się wykrusza
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.