Grając u siebie z beniaminkiem rozgrywek, ekipą UNI Opole, IŁ Capital Legionovia miała w sobotę (9 października) doskonałą okazję do odniesienia trzeciego zwycięstwa w dopiero co rozpoczętym sezonie TAURON Ligi. I przez blisko połowę meczu wydawało się ono niemal pewne. Ku zaskoczeniu kibiców tak się jednak nie stało i po tie-breaku gospodynie przegrały 2:3.

Po dwóch wygranych i z pięcioma punktami na koncie legionowianki wyszły na parkiet z zamiarem potwierdzenia przysłowia, że „do trzech razy sztuka” – do trzech zwycięstw i trzech punktów. Taką nadzieję mieli też zgromadzeni w IŁ Capital Arenie kibice, którzy chcieli obejrzeć kolejne zwycięstwo swojej drużyny. W jej wyjściowej szóstce wyszły na parkiet Maja Tokarska, Olivia Różański, Lauren Barfield, Yaprak Erkek, Gyselle Silva, Alicja Grabka oraz libero Izabela Lemańczyk. Lecz chociaż wyszły pewne swego, nie udało im się od pierwszego gwizdka zdominować dobrze broniących się gości. Do czasu. Po kilku minutach Novianki zaczęły wyraźniej zaznaczać swą wyższość, dzięki czemu szybko uzyskały czteropunktową przewagę (9:5). Gdy zrobiło się 11:6, trener Nicola Vettori dłużej nie czekał i zawołał swoje zawodniczki na przerwę. Później, na boisku, nic jednak nie wskazywało, że w tej partii stawią one gospodyniom większy opór. Punktujące raz po raz Lauren Barfield i wzorowo wprowadzająca się do zespołu Gyselle Silva dbały o to, aby legionowscy kibice byli w doskonałych nastrojach. Przy stanie 18:10 nie miał go tylko szkoleniowiec opolanek, który znów poprosił o czas. Było jednak jasne, że pierwszego seta może on spisać na straty. IŁ Capital Legionovia wygrała go 25:13.

Młoda drużyna gości niespecjalnie przejęła się wysoką porażką i drugą partię zaczęła z podobną werwą, z jaką wychodziła na ten mecz. Tyle że wystarczyło jej na raptem dwa „oczka”. Przy stanie 5:2 dla miejscowych trener Vettori znów – tym razem nie czekając, aż Novianki się rozkręcą – postanowił wziąć czas. Przełomu na parkiecie on nie przyniósł. Przewaga legionowianek, aczkolwiek nie miażdżąca, pozwalała ich sztabowi trenerskiemu ze spokojem patrzeć na poczynania zawodniczek. W połowie seta prowadziły one 13:9, nie pozwalając rywalkom za bardzo się zbliżyć. Po dwóch kolejnych punktach znów słuchały one uwag swego trenera i znów było raczej wątpliwe, że coś one zmienią. Zwłaszcza w kontekście losów całego seta, dość długo bardzo przypominającego pierwszą partię. Tym razem ekipa UNI postawiła jednak większy opór (18:14). Lecz nie na tyle duży, by wprowadzić nerwowość w szeregach gospodyń. Kiedy zrobiło się tylko 22:19 zdenerwował się za to trener Alessandro Chiappini i szybko wziął dziewczyny na rozmowę. Te zaś równie szybko dokończyły seta, po bloku Darii Szczyrby pewnie zwyciężając do 20.

W trzecią odsłonę spotkania lepiej weszło UNI Opole, odskakując gospodyniom na dwa „oczka” (3:1). Chcąc uniknąć tego dnia kłopotów, Novianki musiały się więc skoncentrować i zakończyć to, co tak udanie rozpoczęły. Doszły rywalki już przy stanie po 6, trzy punkty później wychodząc na pierwsze w tym secie prowadzenie (9:8). Tyle że opolanki ani myślały powtarzać historii z dwóch poprzednich partii i długo nie dawały Noviankom odjechać na bezpieczną odległość. Co więcej, po dwóch nieudanych atakach Olivii Różański ponownie objęły prowadzenie (17:15), co trener Chiappini z miejsca skomentował wzięciem czasu. Po kolejnym straconym punkcie Olivię Różański zastąpiła Magdalena Damaske, wiele to jednak nie zmieniło. Przy stanie 20:16 dla UNI trener miejscowych znów wziął dziewczyny na rozmowę, bo zwycięstwo zaczęło powoli, acz nieuchronnie się oddalać. Zwłaszcza że uwierzywszy w szansę na przełamanie gospodyń, opolanki atakowały z niespotykaną wcześniej pasją. Kiedy wyszły na 23:18, w jakikolwiek przełom w tym secie wierzyli w IŁ Capital Arenie tylko najwięksi optymiści. Czekało ich jednak rozczarowanie, bo Novianki więcej punktów już w nim nie zdobyły.

Czwarty set miał dać odpowiedź na pytanie, czy przegrany set był dla legionowianek wypadkiem przy pracy, czy w ich dobrze funkcjonującej maszynce do zdobywania punktów coś się zacięło. Na szybkiej wymianie ciosów na starcie tej odsłony meczu lepiej wyszły miejscowe, obejmując prowadzenie 5:3. Kłopot w tym, że po chwili przegrywały 5:6. Z widocznej przez długi czas dominacji nie ostało się prawie nic. Na szczęście została ambicja, która pozwoliła m.in. „wyjąć” arcytrudną piłkę na 8:8. Nadal jednak miejscowe miały olbrzymie problemy z kończeniem akcji, zaś goście skwapliwie wykorzystywali ich błędy w obronie (10:12). Podopieczne Alessandro Chiappiniego robiły, co mogły, lecz uskrzydlone zawodniczki UNI dostrzegły swoją szansę i nie zamierzały odpuszczać. Przy ich prowadzeniu 16:13 Włoch kolejny raz chciał natchnąć Novianki do bardziej skutecznego boju. Bo woli walki im nie brakowało. Zabrakło natomiast dokładności, co bezlitośnie wykorzystała ekipa z Opola, zdobywając pod koniec cztery „oczka” przewagi (20:16). Roszady w składzie, w tym wejście Aleksandry Gryki, nic nie zmieniły. Jej drużyna przegrała do 19 i w bardzo kiepskich nastrojach musiała szykować się do tie-breaka.

Ku radości kibiców, Nowianki zaczęły go tak dobrze, jak źle zakończyły poprzedniego seta. Po szybkim objęciu przez nie prowadzenia 3:0 trener Vettori od razu wziął czas dla UNI. Po nim opolanki odrobiły straty i przy stanie po 4 walka zaczęła się od początku. Zacięta i niestety znów ze wskazaniem na gości. Widząc, co się święci (5:6), trener Chiappini wziął zawodniczki na rozmowę. Obraz gry pozostał jednak z grubsza ten sam. Na zmianę stron legionowianki szły, przegrywając 7:8, a chwilę później, po serwisie rywalek, piłka odbiła się od taśmy i „bezkarnie” spadła na ich stronę. Było naprawdę źle: Noviankom nie wychodziło nic, a ich przeciwniczkom prawie wszystko. Wynik 7:11 mówił sam za siebie. Kilka minut później było już po wszystkim. Po obiciu bloku Novianek, UNI wykorzystało drugiego meczbola i wygrało tie-breaka 15:9, a cały mecz 3:2. I to goście mogli na legionowskim parkiecie wykonać taniec radości.

IŁ Capital Legionovia Legionowo – UNI Opole 2:3 (25:13, 25:20, 18:25, 19;25)

Poprzedni artykułInwestycyjna ewolucja
Następny artykułGnijący kłopot
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.