Biegi Przełajowe o Puchar Prezydenta Miasta Legionowo mają tyleż długą, co niezmienną tradycję. Dlatego ich sobotniej, czterdziestej trzeciej już edycji, oprócz frekwencji sprzyjała też słoneczna, wrześniowa aura. Wprost idealna do zdrowej przebieżki po lesie.

Najmłodsi zawodnicy mieli tym razem do pokonania od 200 do 800 metrów. – Piękna pogoda to już stały element naszych biegów. Jest bardzo dużo dzieci, młodzieży, co nas niezmiernie cieszy i tak naprawdę jest esencją organizowanych przez nas biegów, bo to głównie z myślą o nich je przygotowujemy. Mamy dużo kategorii i fajnie, że im młodsza, tym więcej uczestników. Myślę, że rodzice i my, jako organizatorzy, spełniamy swoją rolę – zachęcamy, mobilizujemy. Nikt nie przychodzi tu za karę, a dzieci uśmiechnięte wracają do domu – podkreśla Michał Kobrzyński, kierownik Areny Legionowo.

Gdy dzieci oraz młodzież już się tam udali, w samo południe do rywalizacji przystąpiło około 70 seniorów. Na panie czekała pętla o długości 6 km, panowie zaś – wśród nich zawodnik z dalekiej Hiszpanii – pokonywali ją dwukrotnie. Trasę większość uczestników znała już na pamięć, bowiem również w tej kwestii organizatorzy są konsekwentni. W myśl zasady: skoro coś jest dobre, nie ma sensu tego zmieniać. – Nasz legionowski las jest tak fajny i atrakcyjny, że czy to biegi, czy zawody rowerowe, bardzo dużo osób, także spoza Legionowa, lubi do nas przyjeżdżać, bo chwali sobie tą trasę. Jest ona jednocześnie malownicza, przyjemna, ale i wymagająca, co też ma dla części uczestników znaczenie – uważa Michał Kobrzyński. Czego, zdaniem szefa Areny, nie można powiedzieć o zajmowanych na mecie miejscach. – To czysta rekreacja i przyjemność. Często jest tak, że jeżeli pojawi się na starcie naprawdę dobry zawodnik, to reszta już wcześniej wie, kto wygra. Ale tutaj wszyscy biegną dla siebie, dla dobrego samopoczucia, no i dla nowego medalu, który otrzymuje każdy biegacz. Tak więc chodzi o dobrą zabawę i wierzę, że tak właśnie będzie.

Nie miał co do tego wątpliwości także wieliszewski wójt – najbardziej rozbiegany samorządowiec w regionie. Też organizując w swojej gminie cykliczne zawody, z chęcią sprawdził, o co biega organizatorom konkurencyjnej imprezy. – Z jednej strony ktoś powie, że jest konkurencyjna, ale dla biegaczy nieważne jest „gdzie”, tylko „z kim”. Liczy się spotkanie biegaczy, a lokalizacja jest mniej istotna. Kilka razy uczestniczyłem w legionowskich biegach i wiem, że zawsze jest to impreza na wysokim poziomie. Cieszę się też, że gadżety biegowe dla ich kolekcjonerów są tu zawsze okazałe. To dla mnie wspaniała przygoda w lasach, które są mi mniej znane niż moje, więc tym bardziej cieszę się, że mogę tu dzisiaj być i… wygrać. Oczywiście w swojej kategorii: wójta gminy Wieliszew – śmiał się Paweł Kownacki.

Jak zapowiedział, tak zrobił. W innych kategoriach byli jednak lepsi. Wśród pań triumfowała Izabela Parszczyńska, która przebiegła trasę w nieco ponad 24 minuty. W gronie panów najszybszy, z rezultatem 48 minut 12 sekund, okazał się Marcin Hildebrand. Mniej więcej w tym samym czasie przybiegła na metę ostatnia ze startujących kobiet. Podobnie jak wielu innych uczestników, zadowolona, że ona też na swój sposób wygrała. I pokonując całą trasę, pokonała też własną słabość.

Poprzedni artykułOśmiu (nie)wspaniałych
Następny artykułRaport z okręgówki
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.