Klasy i ciemne masy

Bycie uczniem – zdanym na belferską łaskę tudzież „laskę” stawianą mu za informacyjne luki – ma generalnie więcej zalet niż wad. Przynajmniej z perspektywy delikwenta, który edukację dawno skończył, zasilając szeregi obywateli harujących co dnia ku chwale ZUS-u oraz fiskusa. Uczęszczający do szkoły małolat robotą przejmować się zaś nie musi – i tak dostanie od starych swoją miskę ryżu. Ci z kolei, o ile tylko placówka oświatowa nie wydzwania do nich z reklamacjami w sprawie leniwych pociech, są wniebowzięci, że na kilka ładnych godzin owoce swej miłości mogą wrzucić do oświatowej chłodziarki, co by im z nudów nie gniły. I wszystko byłoby cacy, gdyby za kierownicą krajowej edukacji nie usiadło dwoje szalonych szoferów: panna Pandemia z panem Przemysławem. A że imię zobowiązuje, ruszyły zmiany na skalę – wszak obecny rząd rozmach ma w (g/c)enach, jakżeby inaczej, przemysłową! Minister wcisnął gaz do dechy i otumaniony swą sprawczą mocą (za przyzwoleniem Naczelnika) pędzi oświatowym wózkiem wprost do krainy absurdu. Dramat polega na tym, że nawet mając tego świadomość, pasażerowie nie bardzo mogą zeń wysiąść.

Zapowiadaną nowelizację prawa oświatowego środowisko nazywa zamachem na autonomię edukacji oraz próbą wrogiego przejęcia szkół kosztem władz samorządowych. Założony dyrektorom kaganiec (nie mylić z kagankiem) odda ich w jasyr kuratorom i centralnej władzy, na otarcie łez pozostawiając w kompetencjach kwestie w rodzaju wyboru koloru lamperii. Co do głupot mniejszego kalibru, szkolna brać bankowo nie może się już doczekać zajęć wuefu bez ćwiczeń i gier kontaktowych, a jej piękniejsza część – „ugruntowania do cnót niewieścich”. Pasjonujący będzie też pewnie zapowiadany przez bossa resortu nowy przedmiot, obejmujący m.in. ruchy niepodległościowe, Solidarność, a także nową interpretację polskiego przełomu z lat osiemdziesiątych. Czy władzy chodzi tu jeno o zamianę Lechów, czy o coś więcej, czas pokaże. Na razie pokarał on edukację ministrem, przez którego jej przyszłość rysuje się nader czarn(k)o.

Poprzedni artykułSzansa na wytchnienie
Następny artykułPod prąd po pijaku
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.