Nie wiem, więc piszę

Dziennikarstwo to teraz unikalny fach. Jeden z kilku, w którym tak mało trzeba umieć i jeszcze mniej wiedzieć. Wystarczy w podstawówce liznąć coś o pisaniu. Śmiało można nawet darować sobie naukę czytania, bo od tego pismak ma przecież ludzi – tych, co rozszyfrowują jego medialny przekaz. Owszem, mówiło się, że dziennikarz powinien wiedzieć coś o czymś i coś o wszystkim. Mądre, lecz zdezaktualizowane. Dziś nie nosi on już wiedzy we łbie, gdyż do współczesnego domo sapiens na kliknięcie palcem przyjdzie każda potrzebna treść. Jedno jednak jeden z drugim piśmienny robol wiedzieć musi: skąd w danej chwili wieje polityczny wiatr. Zawsze bowiem robiąc dobrze partii X, naraża się partii Y, co miewa kluczowe znaczenie dla jego ciągłości zatrudnienia. Wszak nic nie trwa wiecznie, również sejmowa kadencja, i ci, którzy wczoraj odszczekiwali się swym rządowym prześladowcom, dziś są w stanie racją stanu pogonić im kota.

Dziennikarzem może być każdy, np. moja mama, potrafiąca przy użyciu narządu mowy opisać rzeczywistość z dokładnością do ósmej plotki po przecinku. Inna sprawa, że raczej nie ją miał na myśli Tołstoj, gdy stwierdzał, że lakoniczność jest siostrą talentu… Zapyta ktoś: okej, pal sześć wiedzę i umiejętności, ale jak zdobywać informacje? Cóż, to także proste – wystarczy wszem i wobec trąbić o otwartości na niusy. Następnego dnia bankowo nadejdzie odzew od tych, którzy chcą się czymś pochwalić lub muszą na coś ponarzekać. To dwie główne grupy redakcyjnych donosicieli. Mikroskopijną resztę stanowią ideowcy walczący o słuszną sprawę. Z reguły bez skutku.

Pod względem liczby wymaganych w jego zawodzie cnót pismak przypomina polityka. Wielu dawnych redaktorów chętnie zresztą idzie w mandaty. Później zaś, tyrając w rządzie, samorządzie czy parlamencie, robią po prostu to, co dawniej: barwnie opisują subiektywnie widzianą rzeczywistość. Tyle że to już nie oni komuś, lecz im podsuwają do złotych ust mikrofon. Jest jeszcze jeden element łączący ludzi ze świata władzy i wiadomości – poczucie misji. Jest, ale rzadki niczym zdjęcia Yeti. U większości z nich misja już dawno podała się bowiem do dymisji.

Poprzedni artykułNowa droga, stare zwyczaje
Następny artykułPolacy i auto-sugestia
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.