Niektórzy legionowianie w piątkowy wieczór planowali weekendowe rozrywki, inni myślami byli na starcie sztandarowej miejskiej imprezy biegowej. Myślami oraz ciałem, czego w okolicach DPD Areny trudno było tego dnia nie dostrzec. Powodem ich aktywności stała się oczywiście kolejna Legionowska Dycha.

Od późnego popołudnia aż do wieczora przy samej hali, jak i na pobliskich ulicach rozgrzewały się albo rywalizowały setki zawodników. – Dwunasta Legionowska Dycha, dwunasty rok piękna pogoda – jest to już na stałe „wpisane” w kalendarz tej imprezy. Tak jak uczestnicy, którzy jak zwykle nie zawiedli. Mamy niesamowite emocje w młodszych kategoriach, od dzieci do nastolatków. Każda kategoria jest bardzo licznie obsadzona, a wszyscy się dobrze bawią. Panuje wspaniała atmosfera – relacjonował w trakcie zawodów Michał Kobrzyński, kierownik DPD Areny Legionowo.

Wspomniana na wstępie pogoda, również wspaniała, sprawiła w tym roku, że główny bieg Legionowskiej Dychy ruszył dopiero o godzinie dwudziestej. Co również, jakby nie patrzeć, stanowiło jeden ze znaków szczególnych tej imprezy. – Jeszcze kilka lat temu Legionowska Dycha bywała w niedzielę o godzinie dziesiątej albo w samo południe. No ale upał zawodnikom tak doskwierał – bo jednak 10 km to dystans, który wymaga dużego wysiłku – że tym razem podjęliśmy decyzję, żeby jednak zrobić to późnym wieczorem. Wszyscy chwalą sobie tą godzinę, słońce już pomału zachodzi, więc jestem przekonany, że na trasie będzie troszkę lżej. Szczególnie że legionowskie PWK zadbało o stanowiska z wodą, więc również pod tym względem jesteśmy bardzo fajnie zabezpieczeni.

O dwudziestej na starcie głównego biegu Legionowskiej Dychy stawiło się ponad pół tysiąca biegaczy, również z zagranicy. Dla wielu z nich, zwłaszcza tych poważnie traktujących swoją przygodę ze sportem, od lat magnesem jest dobrze im znana trasa, na której odbywa się rywalizacja. I póki co organizatorzy nie zamierzają jej zmieniać, posiadając zresztą ku temu naprawdę dobre powody. – Trasę mamy tradycyjnie tę samą. Jest atestowana i liczy równe 10 tysięcy metrów. To ważne, bo obok amatorów, którzy biegają tylko po to, żeby się sprawdzić i dobrze się bawić, są zawodnicy, którzy chcą bić swoje rekordy życiowe. A dzięki tej atestowanej trasie mogą sobie oficjalnie te wyniki zanotować – wyjaśnia szef DPD Areny.

W piątkowym biegu najszybszy wśród panów okazał się Daniel Żochowski, który przebiegł Dychę w 31 minut i 34 sekundy. Z drugim na mecie Andrzejem Starżyńskim wygrał dokładnie o dziesięć sekund, a z trzecim Aleksandrem Draganem – o piętnaście. W gronie pań triumfowała natomiast Valentyna Veretska, z czasem 35 minut i 15 sekund. Dwadzieścia sekund za nią linię mety pokonała Monika Kaczmarek, a pół minuty później przybiegła Emilia Mazek. Jak zwykle byli zawodnicy, którzy kończyli bieg w dobrej formie, byli też tacy, co na koniec padali ze zmęczenia. A najsłabsi z nich walczyli na trasie jeszcze grubo po 21.

Z podobną determinacją, choć ich zmagania odbywały się na niższym poziomie sportowym, walczyły też dzieci oraz młodzież. Ku zadowoleniu organizatorów, już dawno minęły czasy, kiedy do biegania trzeba ich było zachęcać. – Na przestrzeni tych kilkunastu lat, gdy organizujemy miejskie życie sportowe – głównie w kontekście biegów – widzę niezwykły progres, jeżeli chodzi o uczestnictwo dzieci i młodzieży. To bardzo budujące. Pamiętam, jak wiele lat temu była to garstka dzieciaków, a teraz jest ich mnóstwo. Co ważne, rodzice przyprowadzają swoje dzieci i zaszczepiają w nich chęć biegania. Dzięki temu z pokolenia na pokolenia „zajawka” do tej dyscypliny sportu jest u nas przekazywana. Nic, tylko organizować zawody biegowe, bo widzimy, że dzięki temu frekwencja cały czas będzie dopisywała – cieszy się Michał Kobrzyński. Jak zatem widać, z pandemią oraz upałem Legionowska Dycha poradziła sobie w tym roku znakomicie. I nie tylko z racji wręczania każdemu zawodnikowi pamiątkowych krążków, znów była na medal.

Poprzedni artykułŻycie i spożycie
Następny artykułNagrody z paskiem
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.