Lada moment rozpocznie się tegoroczny Tydzień Bibliotek, który potrwa od 8 do 15 maja. Z te okazji na facebookowym profilu Powiatowej Instytucji Kultury w Legionowie każdego dnia będą prezentowane znaleziska, jakie padły łupem jej pracowników pewnego pamiętnego popołudnia. Najlepiej jednak opowiedzą o tym oni sami…

Pewnego dnia w bardzo wiosenny dzień w kwietniu, czwartek zdaje się, byliśmy jak zawsze pochłonięci swoją pracą. Nowe książki czekały na opracowanie i biurko się już trochę pod nimi uginało, dzwonił telefon, ktoś pukał do drzwi, komuś coś wypadło z ręki, ktoś ciął folię do okładania książek, ktoś drukował kody na książki, więc drukarka też chodziła na pełnych obrotach, ktoś stukał w klawiaturę, ktoś układał książki na regale. Ot, zwykły dzień w pracy bibliotekarza. Aż tu nagle zrobiło się zupełnie cicho. Wszystko wokół, cała materia jakby się rozpłynęła. Nic, cisza obezwładniająca. I my nagle staliśmy się jacyś spokojniejsi. Nie wiem czy ze strachu czy ze zdziwienia czy ta aura niesamowitej ciszy na nas tak też spłynęła. Popatrzyliśmy wszyscy na siebie za wiele przy tym nie wykonując ruchów. I nagle bum! Szast prast, szepty, stękania, postukiwania, szelesty, rozpychania, brzdęki! W jednej chwili niesamowitość ciszy została przerwana. A różne dźwięki zdawały się osiągać apogeum. Tak, że niektórzy z nas musieli zasłonić uszy. Powiedzieć, że była to kakofonia to mało! Mówię Wam! Dźwięki dochodziły z regałów, pod podłogą coś skrzypiało, gdzieś coś jakby się wysypywało. Staliśmy wciąż bez ruchu tym razem już przerażeni zupełnie. Po chwili z regałów zaczęły dochodzić głosy ,,tuuu jesteśmy, chodźcie!” Ciche, cichusieńkie wręcz głosiki, a za chwilę inne, głośniejsze, grubsze, pewniejsze. Wołało nas dosłownie wszystko i zewsząd. Patrzyliśmy w górę, za chwilę w dół, za siebie. Zupełnie osaczeni szeptami i nawoływaniami. Z lękiem w głosie jeden z nas zapytał: ,,kto tam jest?” ,,jak to kto? my, musicie nam pomóc wyjść, znajdźcie nas, niewygodnie nam!” – powiedział głos bardzo niezadowolony.
Popatrzyliśmy na siebie pytająco. A po chwili już wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy co mamy robić. Wzięliśmy wszystko, co było pod ręką: lupy, okulary, rękawiczki, długopisy, notatniki, czytniki (w sumie to nie wiem po co) i rozproszyliśmy się w różne biblioteczne kąty w podążaniu za głosami. Muszę Wam powiedzieć, że obudził się wtedy w każdym z nas prawdziwy Sherlock Holmes. Nikt już prawie się nie bał, wszyscy poszukiwaliśmy enigmatycznych głosów…
I wiecie co znaleźliśmy w naszej bibliotece? Zaraz Wam to wszystko napiszę i wytłumaczę co gdzie się chowało i czym jest. Muszę to wypunktować, bo naprawdę jest to…unikatowe! I zasługuje na wypunktowanie! Więc znaleźliśmy:
Wiedzę, czyli hinc omnia – chowała się wszędzie, była w każdym zakamarku i mało tego, przybierała różne postaci! Wiecie jakie mieliśmy miny, kiedy przed oczami ukazał się nam sam romantyczny Norwid i futurystyczny Lem oraz poetycki Baczyński, a także groteskowy Różewicz?!
Polonę – otwartą skrzynię pełną skarbów! Różności się z niej wysypały – jakie? Dowiecie się w swoim czasie, bo na razie ja tak tylko streszczam!
Pod skrzypiącą podłogą znaleźliśmy… coś Dość amorficzne coś. Nie udało nam się tego osobnika namówić do wyjścia… I sami nie wiemy do końca kto to jest i będziemy potrzebować Was do pomocy, moi drodzy!
Literki z naszych przekładek, ale jakieś takie inne, wysublimowane, niezwykłe, zdobione!
Kolorowe sowy zakładki, które, jak tylko je zobaczyliśmy…zatrzepotały skrzydłami i tyle ich było widać! Wyleciały przez otwarte okno. Będziecie musieli koniecznie pomóc nam je znaleźć!