Za sprawą środowego (21 kwietnia), zaległego spotkania z Orlenem II Wisłą Płock szczypiorniści KPR-u Legionowo mieli na własnym parkiecie szansę umocnienia się na fotelu lidera grupy C I ligi. Zadanie wykonali, ale losy zwycięstwa ważyły się do samego końca meczu.

Po kilku nieudanych próbach z obu stron, w drugiej minucie skuteczne strzelanie w DPD Arenie rozpoczęli gospodarze. Chwilę po tym, jak wyszli na 2:0, pierwsze trafienie zaliczyli też teoretycznie skazani na pożarcie goście. Na tyle jednak zmotywowani do sprawienia faworytom psikusa, że grali bez kompleksów, w szóstej minucie obejmując prowadzenie 3:2. Wprawdzie kilkadziesiąt sekund później Kamil Ciok znów oddał je KPR-owi, ale było widać, że młodzi „nafciarze” chcą popsuć miejscowym humor. I w 10 minucie znów mieli jedno „oczko” więcej. Mimo to kierowani z boiska przez Michała Prątnickiego legionowianie zdawali się być pewni swego i metodycznie rozpracowywali obronę płocczan. Ponieważ jednak ich własna zbyt rzadko stawiała skuteczne zasieki, po kwadransie wyrównanej gry było po 7 i wciąż raz jedna, raz druga ekipa znajdowała drogę do bramki rywala. Pierwsi wyłamali się z tego schematu goście, w 19 minucie obejmując dwu-, a po chwili trzybramkowe prowadzenie 12:9. Wtedy Marcin Smolarczyk pierwszy raz poprosił o czas. Nie tylko on już wiedział, że ten mecz nie będzie spacerkiem. Także ze względu na świetną dyspozycję bramkarza gości, który często stawał na drodze atakujących legionowian. Zbyt często. Tymczasem pomysłowi w konstruowaniu akcji wiślacy robili swoje. W 25 minucie prowadzili już 14:10 i wyglądało na to, że na przerwę to oni zejdą w lepszych nastrojach. Wtedy właśnie KPR zaliczył piorunujący finisz, po strzale Filipa Fąfary wychodząc dwie sekundy przed końcem pierwszej części meczu na remis po 14. Nic dziwnego, że druga zapowiadała się bardzo ciekawie.

Po przerwie pierwszy zapunktował wracający po kontuzji Tomasz Kasprzak. Orlen szybko jednak odpowiedział dwoma trafieniami, dając do zrozumienia, że nie zamierza składać przed liderem broni. I wciąż trudno było na parkiecie odróżnić, która ekipa w tabeli prowadzi, a która snuje się pod jej koniec. Przez kilkanaście minut obie drużyny szły łeb w łeb, lecz znów pierwsi wyłamali się z tego schematu płocczanie, wychodząc na 22:20. Było jasne, że jeśli KPR chce tego dnia zwyciężyć, musi zagrać na maksimum swych aktualnych możliwości. Pogoń za skutecznymi pod bramką gośćmi szła jednak jak po grudzie: co miejscowi zdobywali kontaktowego gola, to przeciwnik zaraz odbudowywał przewagę. Dopiero w 51 minucie KPR dociągnął do remisu 25:25. Kilkadziesiąt sekund później Filip Fąfara wyprowadził gospodarzy na prowadzenie, na co trener ich rywali z miejsca zareagował wzięciem czasu. Po nim, mimo szans na podwyższenie wyniku, KPR się zaciął i płocczanie wyrównali, a później znów mieli jedną bramkę więcej. W 56 minucie gola na 27:27 zdobył Kamil Ciok, przypłacając tę akcję (na szczęście lekkim) urazem. Zapowiadał się wyjątkowo nerwowy finisz. I taki był, lecz to gospodarze lepiej wytrzymali tę próbę. Na 90 sekund przed końcem Fąfara zaliczył trafienie na 29:28, poprawił Kamil Ciok i już nic nie mogło odebrać im zwycięstwa. Zwłaszcza że w bramce dwa razy pomógł kolegom Tomasz Szałkucki, uniemożliwiając gościom wyrównanie. Środowe spotkanie KPR wygrał 30:28 i umocnił się na prowadzeniu w grupie C.

KPR Legionowo – Orlen II Wisła Płock 30:28 (14:14)