Małość wielkiego formatu

Odnotowując fenomen portali typu „Sznaucerek” oraz fascynacji mas cele-bytami, skali tej szajby nie pojmuję. A chyba powinienem. W końcu ściągnięta z rewolucyjnych sztandarów równość sięgnęła druku, czyli, jakby nie patrzeć, mojej branży. Perypetie Siwców, Much czy innych Trybsonów to już nie tylko pokarm kształtujący światopo(d)gląd personelu magla, lecz także pożywka dla kierowniczej kadry państwowych instytucji. Z agencjami włącznie. „Czy żeś piękny i bogaty, czy żeś goły i wesoły, zamiast smaczne zjeść śniadanie, rzuć się z rana na pierdoły” – chciałoby się zarapować. Jasne, wpływ tych niusów na los czytelnika bywa znikomy. Bez względu na to, czy media donoszą o ataku cellulitu na uda znanej pani, czy o nowej furze jej kumpla po sławie. Znikomy, ale jest.

I tu dochodzimy do sedna. Polityk, goszcząc czasem na plotkarskich (ch)łamach, raczej nie wnika w czyhające tam nań zagrożenie. A ono jest, i to duże. Wszystko przez mniej lub bardziej świadome porównywanie przez lud spreparowanych, kolorowych widoczków do jego, z reguły szarej, egzystencji. Im większy kryzys, tym rozdźwięk między tabloidową iluzją a siermiężnym realem się powiększa. Dlatego na miejscu rządzących nakłaniałbym bohaterów tej photoshopki do lansowania się w zgoła odmienny sposób – jak mawiała okoliczna pani polityk, „z ludźmy i dla ludzi”. Czyż mając na uwadze społeczne dobro, nie byłoby piękniej, gdyby z błyszczących pism wyskakiwała Wieniawa robiąca zakupy w „biedrze”, a Wojewódzki śmigał po Wawie lanosem? Choćby nawet dla picu – grunt, żeby ONI stali się trochę bardziej nasi. Garnka się tym co prawda nie napełni, za to morale ludu wzrośnie niczym apetyt damy po poczęciu. Władzy zaś przybędzie w sondażach.

A tak w ogóle to vipowatość jest przereklamowana. Swego czasu w „Miejscowej” na własnych piersiach wykarmiliśmy pewną celebrytkę, więc wiemy. Obserwując proces jej medialnego dojrzewania, ze zdumieniem zauważyliśmy, że panna Monika była, jest, a pewnie też pozostanie człowiekiem. Tylko częściej niż inni fotografowanym i widywanym na golasa. To wszystko. Samo bycie w kadrze, o czym ważniacy zdają się zapominać, nie czyni z modela obiektu wielkiego formatu. Nawet w powiększeniu.

Poprzedni artykułInwestycja z pompą
Następny artykułSzczepionki czekają na seniorów
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 52-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od blisko dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.