Przed kilkoma tygodniami, jako broń na koronawirusa, urzędnicy z legionowskiego ratusza zakupili za 30 tys. zł dwa urządzenia do dezynfekcji pomieszczeń. Przydały się one dosyć szybko. W poprzedni wtorek przyszedł czas, aby jedno z nich przetestować wreszcie w akcji. Wskutek pandemii taka konieczność pojawiła się w zlokalizowanym na osiedlu Młodych Przedszkolu Miejskim nr 1.

Powód strażackiej interwencji w obecnej sytuacji nie dziwi. – Wynikła ona z tego, że jedna z nauczycielek miała pozytywny wynik testu na COVID-19, w związku z czym została objęta izolacją, a przebywające z nią dzieci – kwarantanną. Dlatego chciałam w tym pomieszczeniu przeprowadzić ozonowanie, aby po powrocie dzieci były tam bezpieczne. Bo w tej chwili zajęcia w tej sali i w całej grupie są zawieszone – informuje Wioletta Kinicka, dyr. Przedszkola Miejskiego nr 1 w Legionowie.

Gdyby zlecić taką akcję komercyjnie, jej koszt poszedłby w tysiące złotych. Dyrektorzy miejskich placówek oświatowych wiedzą jednak, że w Legionowie tego rodzaju działania do się przeprowadzić inaczej. Teraz wypadało więc zrobić z tej wiedzy użytek. – Zadzwoniłam do miejskiego referatu zarządzania kryzysowego i obrony cywilnej, tam panie przekierowały mnie do Ochotniczej Straży Pożarnej, a druhowie powiedzieli, że nie ma problemu i chętnie przyjadą do nas, żeby zrobić tutaj dekontaminację – dodaje dyrektorka PM nr 1.

Członkowie legionowskiej OSP, jak to oni, nie zawiedli. We wtorek, kiedy już przedszkole opuściły wszystkie maluchy, w sile dwóch osób pojawili się tam gotowi do akcji. Wymagała ona, rzecz jasna, i użycia odpowiedniego sprzętu, i zapewniającej bezpieczeństwo odzieży ochronnej. Nie wnikając zanadto w jej styl i fason, druh Marek Karpowicz szybko przygotował się do pracy. Bo koronawirus, wiadomo, nie zna się na żartach. – Mamy specjalne urządzenia, które właśnie do takich celów zakupił Urząd Miasta Legionowo. My, jako jednostka OSP posiadająca zabezpieczenia do pracy w warunkach pandemii, jesteśmy wytypowani do ich stosowania. To małe pomieszczenie, więc wystarczy około siedmiu-dziesięciu minut pracy jednego urządzenia i będzie ono zdekontaminowane. Później co najmniej przez dwie godziny sala musi pozostać zamknięta – mówi Tomasz Kołodziński, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Legionowie.

Zasady bezpieczeństwa nie są w przypadku dekontaminacji na wyrost. Stosowany do jej przeprowadzania środek może bowiem podrażniać skórę i błonę śluzową. – Ten preparat jest na bazie nadtlenku wodoru, czyli perhydrolu lub jak kto woli – stężonej, sześcioprocentowej wody utlenionej. Zawiera też cząsteczki srebra, które negatywnie oddziałują na wirusy, bakterie, lecz także roztocza. Dlatego te urządzenia można stosować do różnych celów, a dzięki nim przebywanie w pomieszczeniach jest po prostu bezpieczniejsze – tłumaczy strażak.

W przypadku miejskich ochotników walka na pierwszej linii pandemicznego frontu to nie wszystko. W miarę sił oraz możliwości wspierają też na jego tyłach lokalne instytucje oraz organizacje zajmujące się szeroko pojętą opieką społeczną. – Nasza jednostka stara się wspomagać miasto w tych działaniach. Jeździmy do osób, które są w izolacji i na pełnych kwarantannach, do osób chorych, po czym odbieramy od nich śmieci i wyrzucamy je do specjalnych, podstawionych przez miasto pojemników. Marek jest ochotnikiem, ale też pracownikiem Ośrodka Pomocy Społecznej, więc koordynuje te działania i kieruje nas pod odpowiednie adresy – mówi druh Tomasz Kołodziński.

Od 19 października zebrało ich się strażakom ponad dwieście. Pod inne natomiast regularnie dowożą starszym ludziom żywność. Oczywiście na ochotnika!

Poprzedni artykułTrasa po staremu
Następny artykułJazda w płomieniach
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.