Niedzielne spotkanie (prawie) na szczycie pierwszoligowej grupy C piłkarzy ręcznych miało dać odpowiedź na pytanie, czy drugi w tabeli KPR Legionowo powiększy przewagę nad trzecią Anilaną, czy też na własnym terenie pozwoli jej się do siebie zbliżyć. Zwyciężyła, nomen omen, i to zdecydowanie, ta pierwsza opcja.

W odróżnieniu od bezbłędnych jak dotąd gospodarzy, łodzianie zdążyli już ponieść w tym sezonie dwie porażki. I bardzo chcieli sprawić, aby KPR również przypomniał sobie ich gorycz. Pierwszą bramkę, po ładnej akcji ze skrzydła, zdobyli właśnie oni. W rewanżu, z podobnej pozycji, Jakub Brzeziński minimalnie chybił. W kolejnej akcji bramkarz KPR-u Tomasz Szałkucki zatrzymał gości i pozwolił kolegom odrobić zaległości. Uczynił to po chwili Maksymilian Śliwiński, ale wkrótce jego ekipa znów przegrywała. Dobrze broniąca Anilana nie pozwalała miejscowym wyjść na dogodną pozycję strzelecką. A kiedy już gracze KPR-u rzucali, to obijali słupek i poprzeczkę. W efekcie po sześciu minutach przegrywali 1:3. Na szczęście kilkadziesiąt sekund później, po strzale z kontry Śliwińskiego, był już remis. Za moment ten sam zawodnik dał gospodarzom pierwsze w tym meczu prowadzenie. Karne strzelane przez Michała Prątnickiego, grającego trenera KPR-u, pozwoliły zwiększyć je do dwóch, a później trzech „oczek”.

Po początkowym impecie goście zwolnili, zaś miejscowi uszczelnili obronę, czym znacząco utrudnili przeciwnikom zdobywanie bramek. Inna sprawa, że obie drużyny przesadnie się nie pieściły, więc co chwila jakiś zawodnik wylatywał na dwie minuty „odpoczynku”. Po kwadransie gry KPR prowadził 9;6, zaś jego postawa wskazywała na pewność siebie oraz kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Mimo to łodzianie często się odgryzali, nie dając miejscowym wyjść na więcej niż trzy-cztery bramki przewagi. Z drugiej strony, pozwalała ona szczypiornistom z DPD Areny spokojnie rozgrywać akcje i trzymać rywali na dystans. W 25 minucie, gdy wygrywali 15:10, sztab trenerski gości uznał za stosowne wziąć pierwszy czas. Do końcowego gwizdka sędziego obraz gry się jednak nie zmienił. Na przerwę legionowianie schodzili, prowadząc 17:10. – Anilana to drużyna, która gra fajną piłkę ręczną i widać, że jest poukładana. To są młodzi chłopcy, dużo biegają i są waleczni, więc nikogo nie lekceważąc, spodziewaliśmy się takiego oporu. Wiedzieliśmy, że to będzie ciężki mecz – powiedział Michał Prątnicki.

Po wznowieniu gry punktowanie znów zaczęła drużyna prowadzona przez Adama Jędraszczyka i Michała Matyjaszczyka. Bezbłędny dotychczas w tym meczu w strzelaniu karnych Michał Prątnicki odrobił straty, ale z dalszego odjeżdżania rywalom nic nie wyszło, bo dobrze broniący bramkarz gości kilka razy ratował swoją drużynę przed stratą gola. Tak jak w pierwszej części spotkania, po kilku minutach KPR poskromił nacierających łodzian, a przy wyniku 20:12 trudno było przypuszczać, że mogą oni pokusić się w Legionowie choćby o remis. Mimo to, kiedy w 40 minucie KPR się zdrzemnął i stracił po kontrze 15 bramkę, trener Marcin Smolarczyk profilaktycznie wziął zawodników na stronę. Tuż po przerwie sytuacja mogła się powtórzyć, jednak tym razem doskonale interweniował będący tego dnia w świetnej dyspozycji Tomasz Szałkucki. Ale jego vis a vis nie chciał być gorszy i też – powstrzymując m.in. wykonującego rzut karny Prątnickiego – nie zawsze pozwalał legionowianom na kolejne trafienia. Wszystko to sprawiło, że kwadrans przez końcem rywalizacji KPR prowadził „tylko” 23:16. Było to jednak na tyle dużo, by zniechęcić Anilanę do poważnych prób zniwelowania tej różnicy. Tak więc gospodarze spokojnie dowieźli zwycięstwo do końca.

KPR Legionowo wygrał z łódzką Anilaną 31:22 i po raz siódmy w tym sezonie zgarnął komplet punktów. – Przed meczem mówiliśmy w szatni, że taki wynik bralibyśmy w ciemno. Choć taka nasza sportowa pazerność podpowiadała nam, że moglibyśmy wygrać więcej. No ale nie ma co dyskutować. Popełniliśmy dużo błędów, jednak wynik cieszy, bo graliśmy z bardzo mocną, jak na nasze pierwszoligowe warunki, drużyną. Nie ma co narzekać, tylko trzeba się cieszyć ze zwycięstwa – uważa Michał Prątnicki, grający trener KPR-u. Mimo kolejnych triumfów, prowadzący KPR duet nie popada w sportowy samozachwyt. Wciąż wiele aspektów gry drużyny da się poprawić. – Jest dużo rzeczy dobrych, które widać było w tym meczu i w meczach poprzednich, ale cały czas się rozwijamy i jest spory margines, jeśli chodzi o poprawę. Przy czym nie mówię o nowych elementach, które będziemy wprowadzać, żeby wejść na wyższy poziom sportowy. Możemy stać się jeszcze lepszą drużyną tylko i wyłącznie poprzez poprawienie koncentracji i wyeliminowanie głupich błędów, które nam się przytrafiają. No i musi dojść do tego lepsza skuteczność, bo naprawdę dużo „setek” dzisiaj nie wykorzystaliśmy.

Jedno, czego zawodnicy poprawić nie mogą, to sytuacja na trybunach. Odkąd za sprawą pandemii zrobiły się puste, ligowe zmagania wiele na tym straciły. – Granie bez kibiców jest trochę jak granie na treningu. Nie ma tej atmosfery, dopingu, ciężko jest się skoncentrować. Każdy zawodnik chce, żeby były pełne trybuny i żeby kibice byli obok nas. Niestety sytuacja jest taka jaka jest i trzeba się do niej zaadaptować. Chociaż mamy nadzieję, że to już nie potrwa długo i w końcu będziemy mogli zaprezentować się publiczności – mówi Michał Prątnicki.

Dzięki niedzielnemu zwycięstwu i wcześniejszemu potknięciu liderującego MKS-u Wieluń KPR wskoczył na pierwsze miejsce w tabeli. W najbliższą sobotę, podczas wyjazdowego starcia w Wieluniu, legionowianie będą mieli okazję umocnić się na pozycji lidera.

KPR Legionowo – UKS Anilana Łódź 31:22 (17:10)

Najwięcej bramek: dla KPR-u – Michał Prątnicki 8, Kamil Ciok 6, Maksymilian Śliwiński 5; dla Anilany – Kamil Katusza 6, Adrian Kucharski, Bartosz Pawlak – po 4.

Poprzedni artykułZakodowana strata
Następny artykułPewny budżet na niepewne czasy
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.