Pięćdziesiątą rocznicę śmierci Jerzego Szaniawskiego – pochodzącego z Zegrzynka dramaturga i poety, legionowski MOK planował uczcić w szczególny sposób – kolejnym festiwalem jego twórczości. I tak też zrobił. Lecz zanim do tego doszło, swój własny dramat postanowiło napisać życie…

– Śmierć Szaniawskiego to jest marzec. I dosłownie na dzień, dwa przez marcową odsłoną festiwalu wprowadzono w Polsce wszelkie rygory epidemiczne. Ale wtedy, podczas jednego wywiadu, powiedziałem, że za pół roku to wszystko się odbędzie. I tak właśnie się stało. Przez kolejne trzy dni mieliśmy projekcję filmu dokumentalnego o Szaniawskim, nakręconego przez Teatr Dramatyczny w Płocku, recytację wierszy przyjaciół pisarza, którzy u niego bywali, no i kulminacyjny punkt Festiwalu, mający ziścić się w Zegrzynku – mówi Zenon Durka, dyr. Miejskiego Ośrodka Kultury w Legionowie.

Festiwale twórczości Jerzego Szaniawskiego Miejski Ośrodek Kultury organizował już dwukrotnie. Za każdym razem czyniąc to z coraz większym rozmachem. Wrześniowy finał trzeciej, opóźnionej przez pandemię edycji imprezy stanowił barwną tego ilustrację. Nastąpił on w nazwanym imieniem twórcy wąwozie, przy ruinach jego pochłoniętego w 1977 roku przez ogień dworku. Wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. ludzie, którzy gospodarza mieli okazję poznać. – Pamiętam ten piękny dworek w otoczeniu zieleni, pamiętam pana Jerzego. Siwy pan, który szedł powolutku, dostojnie, uśmiechał się leciutko. Pamiętam, jak był ubrany: biała koszula, szare spodnie – takich rzeczy się nie zapomina. Przywitał się ze mną skinieniem ręki, nie było żadnych słów, zaprosił mnie do pokoju i poczęstował cukierkami. Niezwykły był ten moment, kiedy niósł srebrną paterę, na której była mieszanka wedlowska, stanowiąca w tamtych czasach rarytas. Trzęsły mu się ręce i ja się tak strasznie bałem, żeby ta patera nie wypadła mu z rąk i żeby te cukierki się nie rozsypały. Na szczęście nic takiego się nie stało. Siedziałam w pokoju, rozglądałam się z wielkim zainteresowaniem, podziwiałam sprzęty i tylko – mimo upływu tylu lat – tkwi we mnie taki żal, że nie umiałam wykorzystać tej chwili; że nie poprosiłam o autograf, o jakąś pamiątkę, a może o jakąś książkę, których tam było mnóstwo. No ale cóż, byłam tylko małą, ośmioletnią dziewczynką… – wspomina Anna Błaszczyk.

Co ciekawe, to jedno spotkanie ze znanym twórcą wywarło wpływ na całe życie pani Anny. Jakiś czas później została ona nauczycielką Szkoły Podstawowej w pobliskim Jadwisinie. Szkoły, jak łatwo zgadnąć, imienia Jerzego Szaniawskiego. – Pracowałam tam 47 lat i taką moją powinnością stało się pamięć o Jerzym Szaniawskim przekazywać moim uczniom. Troszkę chyba mi się udało, mam taką nadzieję.

Drugim z wyjątkowych gości Festiwalu był profesor Janusz Gajda. Jako nauczyciel języka polskiego ze szkoły rolniczej w Golądkowie, bywał z uczniami w Zegrzynku już w latach sześćdziesiątych. Inna sprawa, że sławny literat, chociaż sam ukończył Instytut Rolniczy w Lozannie, nie od razu miał ochotę na takie odwiedziny. – A ja wtedy powiedziałem, że młodzież jest przygotowana, fascynuje się pana twórczością, bo ogląda to w Teatrze Telewizji, takie a takie dramaty, to i to. A ponadto moja młodzież w kółku teatralnym wystawiła „Powódź”. I za tą „Powódź” dostaliśmy prestiżową nagrodę na Przeglądzie Artystycznym Szkół Rolniczych. No i Szaniawski wtedy się ożywił i mówi: „To dobrze, to spotkanie może się odbyć” – ze swadą opowiadał zebranym prof. Janusz Gajda

Chwalebna skądinąd idea wskrzeszania dzieł Jerzego Szaniawskiego nie jest w przypadku poświęconego mu festiwalu celem jedynym. Jego twórcy i organizatorzy chcą też na powrót uczynić z Zegrzynka miejsce, gdzie krzewiona będzie kultura. – MOK nie uzurpuje sobie prawa do stworzenia tutaj swojej filii. Chcemy być tylko katalizatorem pewnej reakcji. Zbieramy wokół siebie ludzi, powołaliśmy Stowarzyszenie Zegrzynek Szaniawskiego, gdzie ludzie dobrej woli wspólnie będą próbowali wskrzesić ten budynek. To władze samorządowe, ale marszałek województwa też zapalił nam zielone światełko i w liście do nas napisał, że może wesprzeć tę inicjatywę. Być może zrobią to również jakieś firmy prywatne, może także ZAiKS – bardzo bogata firma. Kto wie, czy wespół w zespół coś nie powstanie? Są przyjaciele i należy tylko uruchomić ten wentyl, żeby to wystrzeliło – uważa dyr. Durka.

Optymizmu animatorom kultury można tylko pozazdrościć. Należy jednak przypomnieć, że próby odbudowy dworku Szaniawskiego już podejmowano. O swoich staraniach, wtedy jeszcze jako serockiego burmistrza, przypomniał starosta Sylwester Sokolnicki. – Dwukrotnie w swojej kadencji podejmowałem próbę restytucji tego budynku. Ale niestety napotkałem po drodze wiele przeszkód i brak zainteresowania. Pan marszałek wtedy także do mnie napisał pismo, w którym deklarował ogromne zaangażowanie, ale z tego niewiele wyszło – przyznał eks burmistrz. Inicjatywy nie wsparło też wówczas Ministerstwo Kultury, mimo że gmina Serock chciała wziąć na siebie ciężar odbudowy obiektu. – Mi się nie udało, ale wierzę, że tu obecny burmistrz Artur Borkowski sprawi, że „do trzech razy sztuka”. Trzymamy kciuki, być może wspólnym wysiłkiem da się to zrobić – dodał Sylwester Sokolnicki.

Gospodarz gminy Serock był tego samego zdania. A swoją wizję kulturalnej przyszłości Zegrzynka włożył nawet w konkretne ramy czasowe. – Myślę, że za dwa lata, jak się tutaj spotkamy, to będziemy się zastanawiali, jaką treścią wypełnić ten obiekt. Jakieś pomysły już są. Ale powiem państwu szczerze, teraz próbuję zobowiązać pana starostę: jeśli razem chcą coś zrobić burmistrz miasta i gminy, rada miasta, starosta legionowski i zarząd powiatu, i poprzedni starosta i rada powiatu, to kogóż tu jeszcze trzeba, żeby się z tym zmierzyć? – retorycznie pytał Artur Borkowski.

Co prawda, to prawda. A że zmierzyć się warto, samorządowi włodarze nie mają żadnych wątpliwości. I mówią w tej kwestii jednym głosem. – Postać Jerzego Szaniawskiego istniała w naszej pamięci od wielu, wielu lat i w momencie przeobrażeń politycznych po 1990 roku kierownictwo gminy Serock podjęło działania, żeby jego twórczość była prezentowana kolejnym pokoleniom – powiedział starosta Sokolnicki. – Bardzo się cieszę, że ten trudny czas nie zamknął tej idei; że znaleźliśmy ciekawą, atrakcyjną formułę, aby w końcu zagospodarować jakże ważny obszar naszego życia. (…) Chyba wszyscy tu zgromadzeni mają poczucie, że Jerzy Szaniawski to wielka, niewykorzystana szansa dla gminy, dla powiatu, ale też dla polskiej kultury. I nie mogliśmy sobie odmówić tego, żeby z okazji 50-lecia jego śmierci nie zainicjować działań i kolejny raz nie spróbować zbudować wokół tej postaci coś godnego; coś, co by definiowało tę naszą rzeczywistość, a także realizowało nasze indywidualne i zbiorowe ambicje – dodał burmistrz Borkowski.

Kulminacyjnym punktem spotkania w Zegrzynku był symboliczny, niezwykle w tych okolicznościach wzruszający przyjazd… Jerzego Szaniawskiego. W postać dramaturga wcielił się Henryk Jóźwiak, aktor noszącego jego imię płockiego Teatru Dramatycznego. I wobec zgromadzonego na zegrzynkowych włościach audytorium potwierdził, że pod pomysłem odbudowy swojego dworku całym sercem się podpisuje.

Poprzedni artykułPożar w serwisie
Następny artykułSztab na wszelki wypadek
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.