Legionowska SMLW, tak samo jak inne krajowe mieszkaniówki, nie funkcjonuje w gospodarczej próżni i już wiele razy płaciła za fiskalne lub socjalne pomysły tej czy innej władzy. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce będzie zmuszona zrobić to ponownie. Dla mieszkańców oznacza to jedno: szykuje się podwyżka.

Po kilku miesiącach funkcjonowania w cieniu koronawirusa jedno wiadomo już na pewno: koszty jego niewidzialnej aktywności uderzyły legionowską SMLW po kieszeni. Pozostaje tylko, skądinąd wielowątkowe, pytanie – jak mocno? – To bardzo trudne do oszacowania, bo nasza ewidencja jest w stanie wykazać tylko te wydatki, które są bezpośrednio związane z koronawirusem. I to jest około dwustu tysięcy złotych – tyle mieliśmy na koniec sierpnia. Ale problem jest szerszy, bo na przykład już w innej pozycji kosztowej jest zwyżka kosztów usług. Podniesienie płacy minimalnej na rzecz ludzi najmniej zarabiających – prawdopodobnie o najniższych kwalifikacjach, bardzo uderza w nasze koszty i odnosi się to do pokrywania tych kosztów przez mieszkańców – mówi Szymon Rosiak, prezes zarządu SMLW w Legionowie.

Wystarczy nadmienić, że od stycznia najniższe wynagrodzenie skoczyło aż o połowę. A to nie wszystkie przedwyborcze prezenty, którymi ustawodawca zabiegał o swój elektorat. – Dodatkowo jeszcze takie drobne manipulacje jak to, że na przykład premia od wynagrodzenia nie jest traktowana jako element wynagrodzenia, tylko osobno. No to siłą rzeczy musi to iść w górę. Mamy do wyboru swego rodzaju outsourcing, czyli zmniejszenie zatrudnienia i szersze wyjście na rzecz firm zewnętrznych, ale nasi mieszkańcy tego nie lubią. Oni wolą, kiedy obsługuje ich pracownik spółdzielni, którego znają, wiedzą, że blisko mieszka i mają z nim kontakt. A jeżeli sprząta firma, to w wielu przypadkach musimy z tego rezygnować, mimo że poziom obsługi jest wysoki, przyzwoity. Ale mieszkańcy woleliby, żeby to był nasz pracownik – twierdzi prezes.

Taki stan rzeczy ma wszak, jako się rzekło, swoją cenę. Lecz równie groźny, co populistyczna legislacja, bywa dla spółdzielczych finansów upływ czasu. W Legionowie, choć pod wieloma względami kondycja budynków jest bez zarzutu, też tu i ówdzie zaczyna on pokazywać swą destrukcyjną siłę. Na domiar złego, wspomagany niekiedy przez naturę. A przeciwstawić się takiemu duetowi nie sposób. – Po tych niedawnych ulewach ujawniły nam się słabości konstrukcyjne niektórych odprowadzeń wód deszczowych. Teraz jest „ping pong” między nami a administratorem sieci, czy to jest wina jej, czy nasza. Pewnie po połowie, ale to bezwzględnie trzeba zrobić – mówi Szymon Rosiak. Oprócz problemów w okolicach piwnic są też do załatwienia sprawy na ostatnich kondygnacjach. A właściwie tam, gdzie się one kończą. – Czeka nas ogromna praca związana z naprawą dachów. Niektóre z nich są już 30 lat po remontach. Wszystkie znajdujące się tam urządzenia wymagają całkowitej wymiany. Musimy też wymienić instalację wodną w wieżowcach, bo w niskich budynkach to w zasadzie mamy to opanowane.

Niestety, są zjawiska, których – przynajmniej z lokalnego poziomu – opanować się nie da. Takie chociażby jak inflacja, wzrost cen na rynku usług remontowo-budowlanych, czy wspomniane na wstępie ekonomiczne skutki walki z koronawirusem. Wszystkie te kwestie sprawiają, że pytany o to, czy szykują się wkrótce jakieś podwyżki dla mieszkańców, szef SMLW odpowiada wprost: – Tak. Obniżyliśmy do października odpis na fundusz remontowy w momencie, kiedy pojawił się COVID-19. Teraz musi on wrócić. A dodatkowo z przerażeniem obserwujemy, że koszty niezależne od nas – ogólne koszty eksploatacji – tak nam rosną, że zastanawiamy się, jak zrobić, żeby od 1 stycznia podnieść opłaty po stronie eksploatacyjnej. Bo już zaczynamy mieć problemy z utrzymaniem ciągłości funkcjonowania spółdzielni.

Ponieważ zabrzmiało to nieco dramatycznie, prezes Rosiak zarazem uspokaja: legionowska spółdzielnia znajduje się w doskonałej kondycji finansowej. A zbilansowanie wpływów i wydatków konieczne jest właśnie po to, by cieszyła się nią jak najdłużej.

Poprzedni artykułBędzie głośno
Następny artykułKoronawirus w „jedynce”
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.