Mieszkańcy jabłonowskiego Przylesia już nieraz dowiedli, że w razie potrzeby umieją stać się sąsiedzkim monolitem. Potwierdzili to w pierwszą niedzielę września, podczas dobroczynnej imprezy sportowo-rekreacyjnej pod nazwą „Bieg dla Gośki”. Trudno o lepszy przykład połączenia przyjemnego z pożytecznym.

Na wieść o nieszczęściu sąsiadki, jej znajomi zareagowali błyskawicznie. – Gośka miała wypadek w grudniu, dowiedzieliśmy się o tym i trzeba było zacząć zbierać kasę. Ale później przyszedł koronawirus i nie było można, w związku z powyższym robimy to teraz. A że nasze podwórko jest jakie jest i tu się zawsze integrujemy, no to działamy! – mówi Kasia Lulis-Rzeszut, siła sprawcza całego „zamieszania” ze Stowarzyszenia Kocham Przylesie.

Sama poszkodowana z początku chciała powstrzymać przyjaciół, uznając, że są ludzie bardziej potrzebujący pomocy. W końcu jednak, borykając się ze skutkami wariackiej szarży odurzonego pirata drogowego, zgodziła się na charytatywną zbiórkę. – Pierwszego grudnia jechaliśmy całą rodziną autem i wyprzedzał nas inny samochód, który zjechał na nas i zaczęliśmy koziołkować. Akurat z mojej strony uderzyliśmy w dwa drzewa, no i ja jako jedyna najbardziej ucierpiałam w wypadku. Mam uszkodzony, ale nie przerwany rdzeń, niedowład nóg, w lewej ręce też z początku miałam niedowład, ale teraz już jest lepiej. Miałam również połamany kręgosłup, żebra oraz mostek – wylicza Małgorzata Makarewicz. Te oraz inne obrażenia sprawiły, że poszkodowana przez miesiąc znajdowała się w śpiączce. Teraz wymaga żmudnej i długotrwałej rehabilitacji. A to oczywiście kosztuje. – Mam dziennie, od poniedziałku do piątku, po pięć godzin ćwiczeń, a w soboty trzy godziny. Na szczęście stopniowo jest z moją sprawnością coraz lepiej.

Niedzielny „Bieg dla Gośki” był tak naprawdę propozycją nie tylko dla biegaczy. Na sześciokilometrową trasę dziarsko ruszyli także chodziarze oraz rowerzyści. Co się tyczy wieku, była to jedna wielka kategoria open. Zaś frekwencja przewyższyła nawet oczekiwania z natury optymistycznie nastawionych organizatorów. – Spodziewałam się, że będzie dużo ludzi, bo dużo zapisało się ich na Facebooku, to fakt. Pierwsze założenia były takie, że przyjdzie maksymalnie sto osób – no bo Covid, te sprawy, i ludzie się będą bali. Później poprosiłam, żeby medali było z górką 120, potem dzwoniłam i mówiłam, że to już za mało, bo mam 160 zapisanych osób, później 180… A dzisiaj jest nas chyba coś około trzystu – cieszy się Kasia Lulis-Rzeszut. – Serce się raduje. To wspaniała, oddolna inicjatywa mieszkańców osiedla Przylesie, dla Gosi, żeby ją wesprzeć i żeby dalej mogła się rehabilitować. Cieszę się niezmiernie, że tak dużo osób włączyło się w tę akcję, także przedsiębiorców i sponsorów, których pani Kasia tutaj zorganizowała. Naprawdę gratuluję – dodaje Jarosław Chodorski, wójt gminy Jabłonna.

Nie szczędząc ciepłych słów, na prośbę przylesian gmina wsparła ich wspomnianymi już pamiątkowymi medalami oraz pomocą organizacyjną. Przydatną, bo dobroczynna aktywność nie ograniczyła się tego dnia do letniej rekreacji. – Na pewno będzie tort, śpiewanie, tańczenie, występ gitarzysty i wokalisty Mateusza Wysoty, na pewno będzie też grill, dmuchańce, malowanie buziek, no i rozdawanie nagród, bo to jest najważniejsze – wymienia pani Kasia. Najważniejsze, poza oczywiście finansowym plonem całej akcji. Ten zaś, trzeba przyznać, okazał się imponujący. Dzięki licytacjom i ofiarności mieszkańców na rehabilitację pani Małgosi udało się zebrać blisko 21 tys. zł. A przy okazji wyzwolić mnóstwo przyjacielskiej energii, która zapewne jeszcze nieraz się na Przylesiu przyda.

Poprzedni artykułPrzeładunek wątpliwości
Następny artykułKolorowe udogodnienie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.