fot. Poland Bike

Gospodarzem ósmego etapu tegorocznego cyklu LOTTO Poland Bike Marathon było Legionowo. W minioną niedzielę wystąpiło ono w tej roli już po raz jedenasty. Całe kolarskie miasteczko, czyli biuro zawodów, start oraz meta wyścigów znalazły się, tak jak przed rokiem, na placu Kościuszki. Ale kluczowa dla wyników przełajowa rywalizacja toczyła się, rzecz jasna, gdzie indziej, w całkiem innych „okolicznościach przyrody”.

Chęć udziału w imprezie zadeklarowało aż blisko siedmiuset zawodników, już tradycyjnie w wieku od lat kilku do kilkudziesięciu. Jak zapowiadał Grzegorz Wajs, organizator LOTTO Poland Bike Marathonu, na amatorów MTB czekała fenomenalna trasa, niezwykle ceniona przez kolarskich maratończyków. Malownicza, urozmaicona i jak na Mazowsze, dość pagórkowata. Zawodnicy mieli do pokonania techniczne zjazdy i podjazdy oraz sporo wąskich, krętych ścieżek w lasach legionowskich, nieporęckich i w okolicach Choszczówki. Ścigano się na trzech dystansach: ośmiu, 30 i 50 kilometrów. Swoje wyścigi Mini Cross mieli też najmłodsi kolarze, dopiero łapiący rowerowego bakcyla. – Wprawdzie ostatnio nie byliśmy do końca w formie, ale dzisiaj powinno być okej, bo jest fajna pogoda, więc powinno być dobrze. Pasuje nam taka pogoda. Trasa też na pewno fajna, bo jest sporo takich interwałowych górek, więc na pewno będzie gdzie się wyżyć – mówi Marcin Gałkowski. – Będzie błoto, choć mamy nadzieję, że nie aż takie, jak w Radzyminie. Ale jesteśmy już do niego przyzwyczajeni – dodaje towarzysząca mu Katarzyna Michnowska.

Było gdzie się wyżyć, było też zatem gdzie się ubrudzić. Wprawdzie błoto to dla przełajowców żadna nowina, ale jednak całkiem zbędne, a przy tym dosyć istotne utrudnienie. – Przede wszystkim dodatkowe kilogramy na rowerze i na odzieży. No i wpływa też na jakość sprzętu, bo niestety błoto się dostaje w takie miejsca, gdzie później to przeszkadza w jeździe – przyznaje zawodniczka. – Chrobocze, niszczy trochę napęd, ale też zawsze zapewnia jakieś dodatkowe atrakcje. Trzeba też bardziej pilnować stabilności – uważa pan Marcin.

Skoro już mowa o pilnowaniu, kolejny raz ktoś usiłował włożyć organizatorom kij w szprychy, zrywając umieszczone na trasie oznakowanie. Kto, dlaczego i co w ten sposób chciał osiągnąć, nie wiadomo. Lecz także i tym razem zawody przeprowadzono bez większych przeszkód. Chociaż samym zawodnikom łatwo oczywiście nie było. – Technika tutaj na pewno będzie miała znaczenie, ale siła również, bo w MTB w ogóle jest ona potrzebna. Tak samo jak wytrzymałość – twierdzi kolarz. A jaki, zdaniem przełajowych specjalistów, wpływ na ich wyniki ma sprzęt? – Na pewno drugorzędny, bo najważniejsza jest forma. Ale dobrze przygotowany sprzęt, zwłaszcza napęd, też jest bardzo ważny; żeby nie irytował podczas jazdy. Klasa nie jest aż tak bardzo istotna, ważne, żeby dobrze działał – mówi Marcin Gałkowski.

Wśród dziewcząt na dziewięciokilometrowym dystansie FAN najlepsza była Patrycja Tabor, zaś wśród chłopców triumfował Ignacy Chachuła. Jeżeli chodzi o dystans MINI, najlepsi byli Katarzyna Radziszewska z NCP Bike Team oraz Patryk Białek z Kamyk Radzymin MTB Team. Spośród zaledwie czterech kobiet, które ukończyły rywalizację na dystansie MAX, najszybsza okazała się Katarzyna Ebert z teamu New Age Fitness-skleprowerowy.pl. Na 50 km wszystkich mężczyzn w pokonanym polu zostawił natomiast Kamil Kuszmider z ekipy KK Catena Wyszków.

Poprzedni artykułTragedia w Łajskach
Następny artykułProFITy na wagę zdrowia
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.