W płomieniach chwały

Ach, strażakiem być! Iluż to mych przedszkolnych kamratów wzdychało do czerwonych samochodów, błyszczących hełmów, że o sikawkach nie wspomnę. W czasach, gdy słowo „informatyk” kojarzyło się najwyżej z informującą o opóźnieniach lalą z PKP, a za menedżera robił zakładowy zaopatrzeniowiec, trudno się zresztą dziwić, że pośród socjalistycznej szarzyzny młódź szukała jaśniejszych odcieni. Fakt, czerwień była wtedy i tak trendy, lecz na etapie stawiania babek z piasku elementy public relations Polski Ludowej nie miały jednak znaczenia. Co innego zasiąść w strażackim wozie! Dla tego warto było nawet wszamać podwójną owsiankę!

Z biegiem czasu, mimo rodzinnych tradycji, ochotniczo-strażacki mundur jakoś mnie ominął. Ale nic a nic nie przeszkadzało mi to w podziwianiu chłopaków, mężczyzn, czasem dzieci, którzy poderwani dźwiękiem syreny pędzili z różnych stron miasta po to tylko, aby za chwilę wejść do akcji. Owszem, gdy w krzywym zwierciadle spojrzeć na przeciwogniowe działania członków OSP, mogłyby one – zwłaszcza dawniej – wzbudzać salwy śmiechu. Bo jakie szanse w walce z płonącą stodołą miała motopompa zamontowana na wozie bojowym marki Żuk…? Czerwony kur mógł to zwyczajnie olać. Lecz tym bardziej trzeba cenić tych, co wówczas, często za darmo, ryzykowali życie. Że czasem kurażu dodawał im nie tylko ogień? Być może, cóż to jednak dla ocalonych ludzi i dobytku za różnica?

Strażacy od dawna cieszą się największym zaufaniem społeczeństwa, dystansując nawet policjantów i żołnierzy. I jak się tak chwilę zastanowić, to lud dobrze kombinuje. Bo przykładowo taki policjant wpada na miejsce zdarzenia najczęściej wtedy, gdy można już tylko pozamiatać, zaś żołnierz w czasie pokoju na okrągło się szkoli i do akcji nie wkracza wcale. Za to strażak, ten pali się do roboty! Z reguły działa właśnie tu i teraz, gdy niebezpieczeństwo jest jeszcze na wyciągnięcie ręki. Ludzie lubią strażaków, bo to takie ratownicze omnibusy – działają w każdym środowisku i żadnego żywiołu się nie boją. A jeśli nawet, trudno ich złapać na gorącym uczynku.

Poprzedni artykułBibliotekarze na łowach
Następny artykułWęzły za unijne miliony
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.