Pierwsze po kilku wirtualnych sesjach ratuszowe posiedzenie Rady Miasta Legionowo było i długie, i pełne emocji. W samym tylko raporcie o stanie gminy jego uczestnicy znaleźli mnóstwo paliwa do ożywionej dyskusji. Trudno się jednak dziwić, skoro w tym punkcie porządku obrad gra toczyła się o udzielenie Prezydentowi Miasta Legionowo wotum zaufania.

Obowiązek sporządzania corocznych raportów o ich stanie nałożyła na gminy Ustawa o samorządzie gminnym. Daje ona też możliwość wypowiedzenia się w tej sprawie mieszkańcom, ci jednak podczas środowej sesji – mimo stworzenia im takiej technicznej możliwości – z tej opcji nie skorzystali. W tej sytuacji, skoro rzecz dotyczyła rozpatrzenia projektu uchwały w sprawie udzielenia prezydentowi wotum zaufania, szef rady najpierw udzielił głosu najbardziej zainteresowanemu. Ten zaś, poproszony o zwięzłą wypowiedź, stwierdził krótko: jest dobrze. I nieco tylko rozwijając wątek przygotowanego w urzędzie miasta raportu, oddał pole przedstawicielom opozycji. Ci zaś tylko na to czekali.

Gdy przewodniczący Brański otworzył dyskusję, pierwszy ruszył do ataku Bogdan Kiełbasiński. Po czym do pięciu wymienionych przed rokiem domniemanych grzechów urzędującego prezydenta: paraliżu komunikacyjnego, dogęszczania zabudowy, jakości powietrza, braku miejsc parkingowych na osiedlach i enigmatycznie brzmiącej „kondycji legionowskiego samorządu”, dorzucił jeszcze szósty – kwestię opóźnienia realizacji budżetu obywatelskiego, nazywając je wszystkie „szóstką Smogorzewskiego”. Swoje zastrzeżenia do aktualnej polityki ratusza pokrótce uzasadnił. – Mam nadzieję, że weźmie pan sobie do serca to, o czym dzisiaj mówiłem – podsumował radny Kiełbasiński.

Kiedy skończył, głos zabrał główny adresat jego uwag. Jak można był przewidzieć, prezydent Legionowa uznał je za bezpodstawne. – W mojej ocenie naciąga pan fakty do swojej tezy i do swojego politycznego założenia, że to pan chce być prezydentem. (…) Dobrze pan diagnozuje, ale totalnie nie zgadzam się, że miasto źle radzi sobie z rozwiązywaniem tych problemów – powiedział Roman Smogorzewski, starając się odnieść do każdego z punktów ze „swojej” szóstki. Często z użyciem konkretnych liczb i faktów. Nie zakończyło to jednak polemiki z opozycyjnym radnym i wymiana politycznych kuksańców trwała jeszcze przez kilkanaście minut.

Jeśli chodzi o innych radnych z obozu kwestionującego poczynania ratusza, Marzena Skierkowska-Pacocha mówiła o demografii i potrzebie wdrożenia działań mających na celu zwiększenia w mieście przyrostu naturalnego i zachęcenie do osiedlania się w nim młodych mieszkańców. Z kolei Mirosław Grabowski, posiłkując się przygotowanym wcześniej tekstem, miał do prezydenta więcej uwag. „Kilka pikników i potańcówek w Parku Zdrowia nie powinno prowadzić do samozadowolenia. (…) Staliśmy się tak naprawdę sypialnią Warszawy i nie możemy się z tego wyzwolić. (…) Są dzielnice naszego miasta, gdzie mieszkańcom brakuje chodników, ulic, infrastruktury” – grzmiał radny z osiedla Piaski. Wytykał też władzy, że nie słucha mieszkańców ani niechętnych jej radnych. Tych „chętnych” piętnował zaś za „bezkrytyczne uchwalanie tego, co podsunie prezydent”.

Odpowiadając na zarzuty, Roman Smogorzewski stwierdził: – To klasyczny przykład demagogicznego wystąpienia, które w niczym nie odnosi się do tego, o czym rozmawiamy. (…) Obraża pan moich współpracowników i radnych, mówiąc, że śpią i może się obudzą, a my często siedzimy, dyskutujemy i przekonujemy się godzinami – powiedział prezydent Legionowa. Zarzucił też radnemu mijanie się z prawdą w kwestii braku kontaktów z mieszkańcami. A zwracając się do całej opozycji, obiecał: – Często opowiadacie głupoty i do końca tej kadencji będą nazywać rzeczy po imieniu.

Pod koniec dyskusji w tym punkcie porcję dziegciu do ratuszowej beczki próbował wrzucić Andrzej Kalinowski (PiS). Wypomniał prezydentowi rzekome „zabetonowanie” miasta i likwidowanie terenów zielonych. Ponadto pochylił się nad tym, co koleżanka z klubu – malejącą liczbą młodych mieszkańców. Wspomniał też m.in. o potrzebie wejścia Legionowa do pierwszej strefy biletowej i konieczności konsultacji w sprawie planowanej instalacji do utylizowania odpadów. W reakcji na zarzuty radnego, szef ratusza starał się odnieść do każdego z nich. Argumentował, że gdyby w mieście rzeczywiście żyło się tak źle, to nie zyskiwałoby tylu nowych obywateli. A odnosząc się do kwestii komunikacyjnych, stwierdził: – Zachęca pan do tego, aby za pieniądze legionowskich podatników zrobić dobrze mieszkańcom okolicznych gmin. A dziś dopłaty do biletów finansuje się naszym mieszkańcom personalnie.

Kiedy personalnie, po przeszło dwóch godzinach, przyszło samorządowcom zagłosować, wotum zaufania dla prezydenta poparło trzynastu z nich. Sześciu radnych było przeciw.

Poprzedni artykułDomowy oprawca
Następny artykułObrodziło oszustami
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.