Pod skrzydłami Henryka Świrskiego, szefa modelarni działającej przy wsparciu legionowskiej SMLW, wychowało się już ponad dwustu konstruktorów. Przelatują lata, zmieniają się ustroje, a wśród młodych legionowian wciąż znajdują się tacy, którzy mają frajdę ze składania i puszczania modeli lotniczych. Bo ich zdaniem to odlotowe hobby.

Złapani na gorącym, modelarskim uczynku młodzi ludzie chętnie mówią o swojej pasji. – W modelarstwie najbardziej kręcą mnie… modele. No i różne zawody, gdzie można wygrywać puchary i odczuwać z tego powodu satysfakcję – przyznaje bez ogródek Cyprian Siemiński. A Szymon Piotrowski dodaje: – Mnie po prostu interesuje to, że można coś złożyć, podłubać trochę w drewnie i coś tam skonstruować.

Swą aktualną siedzibę legionowska modelarnia ma w jednym z budynków na osiedlu Sobieskiego. Za jedyne sto złotych miesięcznie jej bywalcy otrzymują sporą porcję technicznej wiedzy, która czasem pomaga im w szkole zaliczać miękkie lądowanie. Kto chce, poprzestaje na zabawie, dla innych może to być start do poważnej przygody z lotnictwem. Bo i takie przypadki się zdarzały. – Jest tutaj fajnie, można sobie porobić różne rzeczy – przyznaje Mateusz Gutek. – Można zrobić jakieś fajne modele, a kiedy się skończy model, można robić, co się chce – wtóruje koledze Michał Królikowski.

Wśród kilkunastu młodych modelarzy są też w Legionowie przedstawicielki płci pięknej. Motywację miały podobną jak ich koledzy po lotniczym fachu. – Bo się fajnie rzuca i przyjemnie się składa te modele. Da się osiągnąć fajne rzeczy, bo jak się już dłużej chodzi, to można sklejać bardzo fajne modele. Można na przykład zacząć od malutkiego samolotu, a potem przechodzić do coraz większych – mówią Hania Witkowska i Julia Dziewanowska. Przy okazji zapytaliśmy dziewczyny, czy na zajęciach mogą liczyć na pomoc bardziej doświadczonych kolegów. Okazało się, że – jak to w życiu – bywa z tym wsparciem różnie. – Czasami tak, czasami nie. To zależy, czy mają dobry dzień, czy nie – śmieje się Hania. Jak zdradza Julia, oprócz ich nastroju liczy się coś jeszcze. – Czasem pomagają, ale jak pan ich poprosi. Bo tak sami z siebie to za często nie…

Oprócz budowania statków powietrznych legionowscy modelarze regularnie biorą też udział w zawodach. Czasem wewnętrznych, a czasem sprawdzają się na tle rywali z innych gmin lub części kraju. Na ceniony przez sędziów jak najdłuższy lot modelu każdy zawodnik ma swoje własne metody. – Stateczniki muszą być dobrze ustawione i żeby nie było żadnych zagięć skrzydeł ani połamań. I wtedy model będzie bardzo dobrze latał – zapewnia Cyprian Siemiński. A osiągający doskonałe wyniki Szymon Piotrowski uzupełnia: – Jest taka metoda, że łapie się za ucho i wyrzuca. Trzeba to jednak zrobić pod odpowiednim kątem i z odpowiednią siłą. Jest na przykład jeszcze inna technika, którą na przykład mi już ciężko się rzuca. Więc tu po prostu wiele zależy od wyćwiczenia i innych rzeczy. Zgadzając się z przedmówcą, Szymon Szkopek, dzieli się własną „pigułką” na dalekie loty: – Najważniejsze są technika, metoda i swój sposób.

A co, jeśli mimo wszystko rywale podetną na zawodach skrzydła? Nic, bo mając taką wzniosłą pasję, prędzej czy później doleci się do celu.

Poprzedni artykułOkno na wagę życia
Następny artykułGrał na Maksa
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.