fot. arch.

Za około dwa tygodnie piłkarze Legionovii KZB Legionowo zagrają swój pierwszy po przerwie wywołanej epidemią koronawirusa ligowy mecz. Wystąpią na wyjeździe, a ich rywalem będzie Górnik Polkowice. To, jak legionowianie zaprezentują się na boisku, jest wielką niewiadomą. Patrząc na ostatnie dwa rozegrane mecze, czyli pierwsze dwie kolejki w rundzie wiosennej, kibice raczej nie tryskają hurraoptymizmem. W obu tych spotkaniach Legionovia wywalczyła bowiem zaledwie jeden punkt.

W wyjazdowym spotkaniu inaugurującym rundę rewanżową rywalem Legionovii była Garbarnia Kraków. Legionowianom nie powiódł się niestety rewanż na Garbarni za poniesioną w dość kontrowersyjnych okolicznościach porażkę z rundy jesiennej. Lutowe spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy 3:1, a mecz ten krakusom udało się rozstrzygnąć już właściwie po pierwszych 20 minutach. Po tym czasie Garbarnia miała na swoim koncie trzy gole, a Legionovia po tych trzech szybkich, morderczych ciosach już praktycznie leżała na deskach. Pierwszy z nich Garbarnia zadała po trzech minutach od pierwszego gwizdka arbitra. W 16 minucie było już 2:0 dla miejscowych, a cztery minuty później było już praktycznie po meczu. Na tablicy wyświetlał się wynik 3:0 dla gospodarzy.

W 25 minucie Legionovia mozolnie zaczęła odrabiać straty, wtedy bowiem udało jej się zdobyć bramkę kontaktową. Mateusz Małek sprytnie minął bramkarza Garbarni i wpakował piłkę do pustej bramki. Goście zaczęli śmielej atakować, aby jeszcze w pierwszych 45 minutach dogonić rywala na przynajmniej jedną bramkę. Bliski tego był w 40 minucie Patryk Koziara, jego mocny strzał został jednak sparowany przez golkipera gospodarzy. Po zmianie stron mecz się wyrównał. Legionovia zaczęła śmielej atakować, Garbarnia jednak mądrze się broniła, wyprowadzając od czasu do czasu groźne kontry. Żadna z akcji, tak jednej, jak i drugiej drużyny, nie zakończyła się już jednak celnym trafieniem. – Katastrofalnie weszliśmy w mecz. W 20 minucie było już 3:0 i wydawało się, że może się tutaj skończyć pogromem. Nie wiem, dlaczego tak zaczęliśmy to spotkanie, ponieważ byliśmy przygotowani na to, jak Garbarnia buduje akcje i jak gra. Nie było to dla nas zaskoczeniem. Dwie stracone bramki ze stałych fragmentów gry, z drugiej piłki. Źle reagowaliśmy, byliśmy spóźnieni. Można tylko pochwalić moich zawodników za to, że jeżeli w 20 minucie się przegrywa 0:3 i wydaje się, że jest po meczu, zdobyliśmy bramkę na 1:3 i wróciliśmy do gry. Od tego czasu, nie licząc ostatnich pięciu minut spotkania, toczyliśmy wyrównany pojedynek. Pod koniec postawiliśmy wszystko na jedną kartę i byliśmy bliscy strzelenia bramki kontaktowej. Po strzale Małka Donatas Nakrošius wybił piłkę zmierzającą do bramki. Mieliśmy dużo stałych fragmentów gry, ale byliśmy nieskuteczni albo podejmowaliśmy złe decyzje blisko pola karnego. Gratuluję Garbarni, a nam pozostaje się przygotowywać do kolejnego spotkania. Mam nadzieję, że drużyna wraz ze mną i całym sztabem szkoleniowym wyciągnie wnioski. Nie można po całej rundzie przygotowań w taki sposób rozpocząć meczu, aby w pierwszych 20 minutach spotkanie było praktycznie rozstrzygnięte – mówił na pomeczowej konferencji trener Legionovii Bogdan Jóźwiak.

W drugiej kolejce Legionovia podejmowała na swoim boisku rezerwy Lecha Poznań. Spotkanie to zakończyło się bezbramkowym remisem, ale biorąc pod uwagę przebieg całego meczu, uznać chyba można, że dla legionowian były to raczej dwa punkty stracone, niż jeden zdobyty. Przez większą część spotkania podopieczni trenera Bogdana Jóźwiaka wyraźnie bowiem dominowali na rywalem i w niczym nie przypominali drużyny sprzed tygodnia, która już po 20 minutach przegrywała trzema bramkami. – Przez tydzień zdążyliśmy popracować i przeanalizować pewne rzeczy. Doszliśmy do wniosku, że zaangażowanie i walka to jest za mało. Dzisiaj potrzebowałem determinacji i ona dzisiaj była. W każdym sektorze boiska było widać zespół zdeterminowany, któremu nawet jeśli brakowało umiejętności, to tą determinacją pewne rzeczy mógł zakamuflować – mówił na pomeczowej konferencji trener Legionovii Bogdan Jóźwiak.

Pierwsza połowa spotkania odbywała się pod dyktando Legionovii. Dość powiedzieć, że gracze „Kolejorza” pierwszy strzał na bramkę Damiana Podleśnego oddali dopiero w 31 minucie! Z kolei Legionovia niemal od pierwszego gwizdka sędziego kreowała grę i siała spory popłoch w defensywie gości. Dobrze zapowiadającym się atakom legionowian zabrakło jednak skutecznego wykończenia. – Brakowało nam ostatniego dogrania i zimnej krwi w ostatnim podaniu, żeby spokojnie to skończyć. Mieliśmy bardzo dużo sytuacji do finalizacji, a nie oddaliśmy jakiegoś groźnego strzału w światło bramki. Tego nam na pewno brakowało – mówił trener Jóźwiak.

Po zmianie stron role się odwróciły i to Lech zaczął wyraźnie dominować. Na szczęście jego atakom również brakowało skuteczności. Na kwadrans przed zakończeniem meczu do głosu znowu doszli gospodarze i gorąco zrobiło się pod bramką rezerw Lecha. Największe zagrożenie legionowianie stwarzali po stałych fragmentach gry. Tym razem zabrakło jednak odrobiny szczęścia. – Ze trzy razy piłka minimalnie mijała słupek. Ja już kilka razy wyskakiwałem w górę, myśląc, że ona leci w światło bramki. No ale trudno. Wiem, że chłopaki też są na pewno trochę rozczarowani tym wynikiem, ale powiedziałem im, że mogą śmiało podnieść głowy do góry i patrzeć w przyszłość w trochę jaśniejszych barwach – przyznał Bogdan Jóźwiak. Oby z meczu na mecz to spojrzenie było coraz jaśniejsze.