Przejść do historii, zwłaszcza w glorii chwały, łatwo nie jest. Ale już odegrać w niej pewną rolę – pod warunkiem, że dzieje się to przed kamerą – dużo prościej. Dowiódł tego niedawno legionowianin Piotr Muszyński, który stylowo zaistniał w cenionym przez wielu rodaków serialu „Korona królów”.

O jego pobycie na planie, jak to często bywa, zadecydował przypadek. – Zaciągnął mnie tam kumpel, który występował już wcześniej jako jeden z rekonstruktorów historycznych. To ważne, bo statystą może być w zasadzie każdy, a takim rekonstruktorem już nie, ponieważ oni zabierają na zdjęcia własną odzież. Ja co prawda specjalizuję się raczej w XVII-wiecznej kozaczyźnie zaporoskiej, ale kolega pożyczył mi odpowiedni zestaw ubrań i dzięki temu mogłem zagrać w „Koronie królów” – wspomina Piotr Muszyński.

Na plan daleko nie miał, bo średniowieczna scenografia – o czym mało kto wie – wyrosła na placu przed biurowcem Telewizji Polskiej przy ul. Woronicza. Jak wszyscy rekonstruktorzy, wąsaty legionowianin musiał tam spędzić prawie cały dzień – od piątej rano aż do osiemnastej. Na każde gotowe ujęcie składało się 6-7 dubli. – Sama praca była dosyć monotonna, bo polegała głównie na czekaniu, a gdy wreszcie padał klaps – po prostu chodziliśmy z miejsca na miejsce. Dlatego nawet żeśmy tam sobie dla rozrywki pośpiewali, ale później nasze śpiewy wycieli i wstawili jakieś inne. Chociaż uważam, że nasze były dużo fajniejsze – śmieje się pan Piotr. Tak czy owak, zapewnia, że bawił się po królewsku!

Poprzedni artykułLaptopy dla uczniów
Następny artykułRekrutacja na finiszu
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.