Do sobotniego (22 lutego) meczu z MTS Chrzanów legionowscy szczypiorniści przystąpili jako faworyci. Nie dość, że grali u siebie, to na dodatek zgromadzili dotąd niemal dwa razy więcej punktów, co ich rywale. Liderujący w tabeli grupy C I ligi KPR Legionowo zrobił, co do niego należało, dzięki czemu bez większych problemów wygrał 35:30.

Pierwsza bramka meczu padła z rzutu karnego, pewnie wykonanego przez Kamila Cioka. KPR szybko mógł podwyższyć wynik, tyle że straconą przy wyprowadzaniu kontry piłkę przejęli rywale i pokonali bramkarza gospodarzy. Ale co ma wisieć… Kilkanaście sekund później gola zdobył Michał Prątnicki, a kolejnego dołożył Damian Suliński. Miejscowi od początku zaznaczyli swoją dominację, na co ich rywale nie bardzo potrafili znaleźć sposób. Mocno im też przeszkadzał strzegący bramki legionowian Tomasz Szałkucki. W pierwszej fazie meczu właściwie każdą akcję KPR kończył bramką. Po niespełna dziewięciu minutach gry prowadził już 7:1, nie dziwi więc przerwa, o którą poprosił trener chrzanowian, widząc bezradność swoich zawodników. Wiele nie wskórał. MTS wciąż miał problem ze sforsowaniem obrony przeciwnika, co skutkowało rzutami z przypadkowych pozycji, niemogącymi przynieść plonu bramkowego. Drugie trafienie goście zaliczyli dopiero w 12 minucie, kiedy KPR miał ich już na koncie dziesięć. Nic dziwnego, że nie forsował tempa, poprzestając na metodycznym punktowaniu. Kłopot w tym, że spadła też koncentracja gospodarzy w obronie, co po kwadransie gry nieco „stopiło” ich przewagę. Dominacja KPR-u była jednak poza wszelką dyskusją. Taki obraz meczu sprawił, że zawodnicy obu drużyn popełniali mało fauli – na dwie minuty kary pierwszy gracz powędrował dopiero w 19 minucie. Jednak w końcówce otwierającej partii miejscowi dali się gościom rozbrykać, co po pierwsze zmniejszyło ich przewagę do pięciu oczek (18:13), a po drugie skłoniło trenera Krzysztofa Lipkę do interwencji. Widział, że celowniki jego graczy trochę się zacięły, zaś chrzanowianie dostali wiatru w żagle. W 26 minucie doprowadzili do stanu 16:20, co z perspektywy zgromadzonych w DPD Arenie kibiców wyglądało nieciekawie. W utrzymaniu bezpiecznego dystansu od gości pomogła dobra dyspozycja Marka Podobasa, który raz po raz zagrywane mu na środek piłki zamieniał na gole. Na przerwę KPR schodził z rezultatem 22:17. – Początek meczu był pod znakiem naszej przewagi, bardzo dobrze staliśmy w obronie. Chrzanów nie jest drużyną słabą, potrafi urwać punkty mocnym przeciwnikom. Są waleczni, dużo biegają, więc spodziewałem się, że mecz będzie tak wyglądał – będziemy wygrywać, przegrywać, oni będą gonić i nie poddadzą się do końca. I tak było – oceniał po spotkaniu Michał Prątnicki z KPR-u Legionowo.

Punktowanie po zmianie stron zaczęli goście. I gdyby nie Tomasz Szałkucki, który nie dał się pokonać w sytuacji sam na sam, od razu na wstępie goście zmniejszyliby stratę do trzech bramek. Zamiast tego kolejną zdobył KPR i wszystko wróciło do „normy”. Ale było widać, że przyjezdni opuścili szatnię z zamiarem dogonienia gospodarzy, ci natomiast jakby stracili koncept na rozmontowanie obrony przeciwnika. Efekt: dystans dzielący obie ekipy zmniejszył się do zaledwie trzech goli, czyli na tyle mało, że chrzanowianie uwierzyli w szansę wywiezienia z Legionowa co najmniej punktu. Ich zmasowany atak, połączony z faulami gospodarzy, sprawił, że MTS wiele bramek zdobywał z rzutów karnych. Gdyby w 45 minucie goście wykorzystali kolejny stały fragment gry, zbliżyliby się do KPR-u już tylko na dwa trafienia. Lecz ten uciekł spod topora i znów odskoczył na cztery gole. W 47 minucie, przy stanie 30:25 trener chrzanowian wziął czas, próbując znów skierować swoją drużynę na dobre tory. Udało się to połowicznie, bo na kilka jej niezłych akcji KPR odpowiadał bramkami. W tej fazie gry strzelanymi głównie przez szybko zadomowionego w nowej-starej drużynie Tomasza Kasprzaka. Im bliżej było do ostatniego gwizdka, tym z graczy MTS-u coraz szybciej ulatywała wiara w sprawienie tego dnia niespodzianki. Prowadząc pięć minut przed końcem 34:28, KPR nie czuł na plecach oddechu rywala i nie musiał spieszyć się z kończeniem akcji. W 57 minucie, przy stanie 34:29 trener Lipka poprosił o drugi, ostatni w tym spotkaniu czas dla KPR-u. Wiedział, że jego drużynie nic złego stać się już nie może. Legionowianie wygrali sobotnią rywalizację 35:30 i potwierdzili swoje aspirację do gry w PGNiG Superlidze.

Sami zawodnicy wolą jednak tonować hurraoptymistyczne nastroje. – Zawsze jest coś do poprawy. Mam zdaniem mamy jeszcze rezerwy, które trzeba wyciągnąć i cały czas ciężko pracować, aby poprawiać swoje umiejętności. Mamy ku temu możliwości. To jest dopiero trzeci mecz w tej rundzie i dużo ciężkich spotkań jeszcze przed nami. Tak więc nie wybiegałbym tak daleko w przyszłość. Na razie mamy trzy zwycięstwa, a co będzie, to zobaczymy po ostatnim meczu – dodaje Michał Prątnicki.

Aktualnie, z dorobkiem 36 punktów KPR przewodzi w grupie C I ligi. Tuż za nim, z trzeba punktami straty oraz jednym zaległym meczem, znajduje się drużyna z Przemyśla.

KPR Legionowo – MTS Chrzanów 35:30 (22:17)

Poprzedni artykułZa kulisami inwestycji
Następny artykułPotrzebujemy jeszcze trochę czasu
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.