Zostawiwszy na boku metaforyczne znaczenie tego znanego porzekadła, sprawdza się ono też w kontekście ekologicznym – bo rzeczywiście nie ma dymu bez ognia. A przynajmniej, wraz z dynamicznie zmniejszającą się liczbą miejskich „kopciuchów”, krąży go w legionowskim powietrzu coraz mniej. Tak mówią oficjalne dane, a nowoczesna i dokładna aparatura pomiarowa nie może się mylić.

Legionowo jest w tej dobrej (i niedobrej z perspektywy pokutujących często za cudze grzechy miejscowych włodarzy) sytuacji, że posiada „własny”, profesjonalny sprzęt do analizowania jakości powietrza. Dzięki temu efekty starań o jej poprawę, wyrażonych m.in. w setkach tysięcy złotych przeznaczanych na sfinansowanie mieszkańcom wymiany starych pieców, widać jak na dłoni. Widać i czuć.

Od czasu rozpoczęcia w 2014 r. pomiarów na stacji Państwowego Monitoringu Powietrza przy ul. Zegrzyńskiej oraz uruchomienia rok później miejskiego programu wymiany pieców stężenie najdrobniejszego pyłu PM 2,5 spadło w Legionowie o ponad jedną trzecią. Dzięki temu w ubiegłym roku unosiło się go w powietrzu znacznie mniej niż dopuszcza norma wynosząca 25 µg/m3. Co znamienne, tak dużej poprawy nie zanotowano na żadnej innej stacji stacji pomiarowej w województwie mazowieckim. Również wstępne wyniki pomiarów pyłu PM 10 wskazują, że są one najniższe od wielu lat i po raz pierwszy od 2007 r. nie przekraczają obowiązujących norm.

Wygląda więc na to, że jeszcze trochę i legionowianie będą mogli odetchnąć nie tylko z ulgą, lecz także – już bez obaw – pełną piersią!

Poprzedni artykułAreszt zamiast izby
Następny artykułWieści marnej treści
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.