Zobaczyć na ulicach Legionowa miłośników joggingu nie jest trudno. Rzadziej, tak jak w minioną niedzielę, widuje się ich w dużych grupach. Na dodatek już z daleka przyciągających uwagę różowymi elementami stroju, co zwłaszcza panom dodawało specyficznego uroku. Z takim wymogiem uczestnicy profilaktyczno-charytatywnego biegu pod hasłem „Wybiegaj gada na różowo” zgodzili się jednak bez szemrania.

Za dobroczynnym pospolitym ruszeniem stała sprawdzona w takich sytuacjach popularyzatorka biegania Anna Szlendak. – Postanowiłam zorganizować bieg, który wesprze Violę, od kilku lat zmagającą się z ciężkim rakiem piersi. Jeden taki bieg był już organizowany przez Wojtka Kisielińskiego, ale ja chciałam tutaj, w Legionowie, zrobić coś, żeby pomóc i dać energię Violi, dostając od niej w zamian motywację do tego, że powinno się chcieć wychodzić, robić, działać, biegać i napędzać się nawzajem – czerpać od siebie energię. I myślę, że dzisiaj każdej tej energii dostanie sporo – uważa biegaczka.

Dla pani Violetty tego rodzaju wsparcie znanych i nieznanych jej osób jest ogromnie ważne. Pozwala jeszcze mocniej chcieć rozstrzygnąć na swoją korzyść walkę z chorobą. – W dzisiejszym świecie chory człowiek jest spychany gdzieś na drugi plan, stygmatyzowany. Jak miałam taki okres, kiedy chodziłam łysa, bez brwi i rzęs, to wszyscy zwracali na to uwagę i ja się wtedy czułam źle. Dzisiejsze spotkanie to dla mnie dowód, że jesteśmy otwarci na drugiego człowieka, że niesiemy pomoc i szerzymy dobro. Mam nadzieję, że to dobro wraca i zaraża innych – mówi Violetta Sieradzka-Kowalik.

Pragnienie podzielenia się owym dobrem wyraziła w niedzielę około setka biegaczy i fanów nordic walkingu. Do pokonania, po zaliczeniu wcześniej wspólnej rozgrzewki, mieli nieco ponad 5 km po miejskich chodnikach. Start oraz metę umiejscowiono na terenie wspierającej uczestników ciepłym poczęstunkiem restauracji Zdrówko. – Trasa jest wyznaczona, ale nie biegniemy na czas. Biegniemy dla siebie, żeby napędzić się energetycznie na wiosnę. Po biegu będziemy losować ufundowane przez sponsorów vouchery i nagrody dla biegaczy, każdy dostanie też medal – zapewnia organizatorka.

Pomóc zgromadzić chorej matce trójki dzieci środki na leczenie można było na miejscu – wrzucając pieniądze do puszki, da się to również zrobić poprzez stronę siepomaga.pl. Chętnych nie brakowało. Nic dziwnego, że mimo złego samopoczucia pani Violetta nie wyobrażała sobie, aby tej niedzieli zostać w domu. – Ja dzisiaj jestem totalnie bez sił, ledwo wstałam, ale tutaj jestem. I to jest najważniejsze. Każdy dzień to dla mnie walka. Toczę ją szósty rok. NFZ powiedział, że nie ma już dla mnie leczenia, że przeszłam wszystkie schematy, które mogłam przejść i zostają mi tylko niekonwencjonalne metody leczenia. Tym bardziej więc dziękuję takim ludziom jak Ania i Wojtek, wszystkim moim przyjaciołom, znajomym, którzy na co dzień są ze mną i którzy mnie wspierają. Również tym, których nie znam, a którzy wspierają mnie wirtualnie. Wiem, że są i wiem, że mogę na nich liczyć. Z całego serca dziękuję też mojej rodzinie, mężowi i dzieciom. Myślę, że ich obecność najbardziej napędza mnie do życia.

Taki emocjonalny „napęd” przydaje się na co dzień nie tylko chorym. Mając tego świadomość, promująca bieganie Anna Szlendak od lat próbuje wyciągać legionowian na świeże powietrze. Nie tylko przy okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Rakiem. – Ogólny przekaz jest taki, żeby zbierać wspomnienia, a nie rzeczy. Przynajmniej ja wychodzę z tego założenia. A wspomnień można mieć bardzo dużo, zbierając je na różnych biegach, poznając fajnych ludzi i czerpać z tego niesamowitą radość. I po prostu tyle, ile się da, wyciskać z życia. A biegając, naprawdę można sobie fajnie to życie ułożyć – zapewnia Anna Szlendak. Pamiętając oczywiście, że nie wszystko należy w nim robić w biegu…

Poprzedni artykułDwa lata z katem
Następny artykułOd wesela głowa nie boli
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.