W osiemnastej kolejce Ligi Siatkówki Kobiet piąta w tabeli DPD Legionovia zmierzyła się na własnym terenie z siódmą Eneą PTPS Piła. Gospodynie ostatni raz wygrały u siebie z pilankami przed czterema laty i w piątkowy wieczór chciały być wreszcie mniej gościnne. Nie wyszło. Po długiej, zaciętej walce przegrały 2:3

Już początek meczu wskazywał, że obie ekipy – rozdzielone w tabeli 7 punktami – weszły do gry na pełnej „petardzie”. Nerwowe legionowianki popełniały jednak więcej niewymuszonych błędów, co sprawiło, że dość szybko zaczęły przegrywać 2:7. Nie dziwi więc przerwa, na jaką zaprosił zawodniczki Alessandro Chiappini. Tuż po niej świetny blok Mai Tokarskiej mógł być dobrym początkiem odrabiania strat przez gospodynie, lecz niezrażone pilanki wciąż utrzymywały kilka oczek przewagi. Zaliczyły asa, skutecznie grały blokiem, a po drugiej stronie siatki widać było brak zrozumienia i problemy ze skończeniem akcji pierwszym atakiem. W połowie seta, przy stanie 8:13, sygnał do pogoni dała Olga Strantzali, poprawiła Juliette Fidon-Lebleu i trener Zawieracz od razu poprosił o czas. Zepsuty serwis Alicji Grabki, a później jasnowłosej Francuzki znów odrzuciły ich ekipę na pięć oczek. Dwa asy serwisowe gości zmusiły zirytowanego trenera Novianek do kolejnej interwencji. Tyle że z tak chimeryczną grą o odrobieniu siedmiu punktów można było najwyżej pomarzyć. Dobre akcje miejscowe przeplatały kiksami. Przy stanie 21:16 żonglujący składem trener Chiappini (dał chwilę pograć m.in. Żanie Zdovc Sporer) podwyższył blok wprowadzeniem Marty Matejko, licząc, że uda się zdobyć w tym ustawieniu kilka punktów. Niestety, skończyło się na jednym. Gdy na tablicy było 23:17, do gry weszła z kolei Magdalena Damaske. Długo nie pograła. Pilanki wykorzystały drugiego setbola i wygrały otwierającą mecz partię 25:18.

Drugi set przyjezdne rozpoczęły koncertowo. Błyskawicznie wyszły na 3:0 i było widać, że z każdą kolejną piłką czują się na parkiecie coraz lepiej. Gdy zrobiło się 1:6, trener Chiappini znów pierwszy musiał wziąć zawodniczki na stronę. Z nieco lepszym niż w inauguracyjnym secie rezultatem, przynajmniej punktowym. Przy zagrywce Olgi Strantzali legionowianki doprowadziły do remisu 9:9, zaś po chwili objęły pierwsze w tym meczu prowadzenie. Bardzo im potrzebne, bo pozwoliło wreszcie nabrać wiatru w żagle. Wiałby on mocniej, gdyby legionowiankom wciąż nie przytrafiały się proste błędy. Na szczęście nadrabiały atakiem, co w połowie seta pozwoliło im wyjść na 15:12. W kolejnej akcji złapały rywalki na blok, skłaniając Mirosława Zawieracza do wzięcia czasu. Mimo to gospodynie utrzymywały 3-4 oczka przewagi i coraz szybciej zbliżały się do końca partii. Kiedy zrobiło się 19:14, kibice w DPD Arenie mogli już powoli szykować ręce do oklasków. I nie spotkał ich zawód. Trochę musieli jednak na wygraną poczekać, m.in. przez kolejny ciągnący się challenge, tym razem przy stanie 21:17. Inna sprawa, że właśnie dzięki nim w tej fazie meczu pilanki zdobywały punkty. Widząc, że zrobiło się już tylko 22:20, prowadzący DPD Legionovię Włoch postanowił porozmawiać z drużyną. Po nim Olga Strantzali lekko „znokautowała” grającą dawniej w Legionowie libero z Piły Magdalenę Saad, ale ta na szczęście szybko stanęła na nogi. Pierwszego setbola gospodynie miały, prowadząc 24:21. Za sprawą ataku Żanety Baran, go nie wykorzystały, a po asie pilanek zrobiło się nerwowo. Na krótko. Po trwającej 33 minuty walce wygraną 25:23 partię zakończył zepsuty serwis Sylwii Kucharskiej.

Trzecia część piątkowego dreszczowca miała pokazać, czy siatkarki z DPD Areny wskoczyły wreszcie na swój wysoki poziom, czy znów zafundują fanom huśtawkę nastrojów. Rozpoczęcie 3:0 wskazywało raczej na ten pierwszy wariant. Legionowianki szybko kończyły akcje w pierwszym tempie, a uśmiechnięte wcześniej pilanki stopniowo robiły się coraz smutniejsze. Sytuacja się odwróciła i teraz to mazowszanki prowadziły 6:2. Tyle że ich przeciwniczki, częściowo dzięki broniącej nieprawdopodobne piłki Magdzie Saad, dość szybko złapały kontakt. W pewnym momencie, po serii nieporozumień po stronie miejscowych, prowadziły one już tylko 10:9. Kilka chwil później było po 11 i walka rozgorzała na nowo. Wyrównana, ale z lekkim wskazaniem na Novianki. Przy stanie 17:17 trener ich rywalek postanowił ratować sytuację, wybijając je z uderzenia. Skutecznie, bo dwa stracone oczka później to samo zrobił Alessandro Chiappini. Po przerwie Strantzali pojedynczym blokiem odebrała przeciwniczkom nadzieje na remis, lecz niestety tylko na moment. Najpierw zrobiło się po 18, a po dwóch kolejnych akcjach 18:20. Wtedy do akcji ponownie wkroczył Chiappini… Niezrażonym legionowiankom udało się wyjść na 22:22 Magdalena Damaske zepsuła zagrywkę, a po długiej akcji kolejną przechodzącą piłkę wykorzystała Żaneta Baran. W zaciętej tak jak cały mecz końcówce mniej błędów popełniły pilanki, dzięki czemu po bloku (i challenge’u Chiappiniego) zwyciężyły trzeciego seta 25:23. Mogły się więc już cieszyć ze zdobycia na wyjeździe przynajmniej punktu.

Czwartą odsłonę spotkania znów lepiej zaczęły gospodynie, obejmując prowadzenie 6:2. Reakcja trenera ich rywalek mogła być tylko jedna: czas. Po nim pilanki nieco zmniejszyły stratę, jednak na więcej w tej fazie seta dziewczyny z Legionowa im nie pozwalały. Do czasu… i stanu 9:9. Po kolejnej wygranej przez gości akcji trener Chiappini postanowił zareagować. Po przerwie jego zawodniczki zaatakowały ze zdwojoną siłą, dzięki czemu po kilku minutach objęły niewielkie prowadzenie. Duża w tym zasługa ich skuteczności i równie wielka tego, że przyjezdne zaliczyły mały przestój. Co prawda przy stanie 11:15 na chwilę się przebudziły, ale wyrównać Novianki im nie pozwoliły. Kiedy na tablicy pojawił się wynik 19:15, w DPD Arenie zaczęło pachnieć tie-breakiem. Nie bez przyczyny. Inna sprawa, że i tym razem w końcówce zrobiło się nerwowo. Gdy pilanki zdobyły 20 punkt, a gospodynie miały ich 22, ich włoski trener poprosił o czas. Później zatrzymana została Magdalena Damaske i pojawiła się szansa na remis. Wykorzystana, bo po szalonej akcji i trzech atakach Damaske, na swoją korzyść rozstrzygnęły ją jednak zawodniczki Enei. Wtedy Chiappini ponownie wziął czas. W kolejnej akcji Damaske znów sparzyła się na bloku, ale Maja Tokarska odrobiła straty. Tyle że rezerwowa Kazała, cicha bohaterka seta, wyprowadziła drużynę na meczbola. Zagrywkę zepsuła pewna dotąd w tym elemencie gry Kucharska. W kolejnej akcji legionowianki wywalczyły setbola i po czasie dla pilanek zdobyły 26 punkt, doprowadzając w tym nocnym thrillerze do tie-breaka.

W ostatnim, rozgrywanym do 15 secie nie było już, pomimo zmęczenia zawodniczek obu drużyn, miejsca na błędy i dekoncentrację. Gorzej rozpoczęły go legionowianki, które po kilku piłkach przegrywały 2:5. Później obie ekipy punkty zdobywały mniej więcej po równo, co ze zrozumiałych względów było korzystne tylko dla gości. Zmiana stron nastąpiła przy ich prowadzeniu 8:5. Przy stanie 7:10 trener Chiappini próbował jeszcze coś poprawić w grze swojego zespołu, ale sytuacja była już bardzo trudna. Trudna, lecz nie beznadziejna. Kiedy Novianki doszły przeciwniczki na 11:11, trener Zawieracz od razu zareagował czasem. Teraz każdy błąd był na wagę sukcesu lub porażki. Nerwowo lepiej wytrzymały końcówkę pilanki, zdobyły dwa kolejne oczka i choć po czasie dla Legionovii zrobiło się po 13, to Enea po ataku blok-aut miała meczbola. Kiedy Strantzali zaatakowała w aut, trener Chiappini próbował jeszcze reklamować dotknięcie siatki, nic to jednak nie dało. DPD Legionovia przegrała 13:15, a cały mecz 2:3.

DPD Legionovia Legionowo – Enea PTPS Piła 2:3 (18:25, 25:23, 23:25, 26:24, 13:15)

DPD: Tokarska, Souza, Strantzali, Fidon-Lebleu, Łukasik, Grabka, Lemańczyk (libero) oraz Damaske, Zdovc Sporer, Matejko, Wójcik.
Enea: Gawlak, Słonecka, Ponikowska, Urban, Kucharska, Baran, Saad (libero) oraz Kazała.
MVP: Żaneta Baran (Enea PTPS Piła)

Poprzedni artykułDemolka po ukraińsku
Następny artykułWygrana na dobry początek
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.