W sobotnich (16 listopada) derbach Mazowsza KPR Legionowo podejmował akademików z AZW UW Warszawa. Gospodarze liczyli, czemu trudno się dziwić, na podtrzymanie zwycięskiej passy, goście – na zbliżenie się do ligowej czołówki. Swoje plany, nie napotykając po drodze większych problemów, zrealizowali tylko ci pierwsi.

Na „dzień dobry” nieco ponad minutę po gwizdku trafił do bramki Kamil Ciok. Dosłownie kilka sekund później zrobiło się 1:1. W kolejnej akcji KPR odzyskał prowadzenie, po obu drużynach było jednak widać, że jeszcze nie weszły na najwyższe obroty. Miejscowym wchodziły za to strzały, dzięki którym zbudowali skromną przewagę. Twarda obrona warszawiaków nie pozwoliła im w tej fazie meczu na więcej. Dopiero w 8 minucie, grając w przewadze, gospodarze wyszli na 5:3. Po chwili (i kolejnej bramce KPR-u) z boiska wyleciał drugi „student” i AZS musiał na moment odłożyć plany zdobycia gola. Zrobił to natomiast w 12 minucie Kamil Ciok. Dzięki temu, z trzema oczkami przewagi, jego drużyna mogła zacząć grać na większym luzie. Chwilami zbyt dużym, co po szybkiej kontrze pozwoliło gościom wrzucić piłkę do pustej bramki. Szybka odpowiedź KPR-u w postaci dwóch goli skłoniła w 16 minucie trenera AZS-u do wzięcia pierwszego czasu. Po nim obraz gry zasadniczo się nie zmienił, a na boisku coraz wyraźniej było widać większe doświadczenie i spokój miejscowych. Wzmocnieni rozdawaną przez ludzi z Domino’s pizzą, kibice mogli na luzie dopingować swoich. Lecz gdy akademicy strzelili gola na 7:11, spokojny przestał być najwyraźniej trener Krzysztof Lipka. I wziął zawodników na stronę. Wiele to nie dało, bo kilka minut przed końcem pierwszej połowy – w dużej mierze dzięki bramkarzowi gości – legionowianom nagle rozregulowały się celowniki. Na szczęście nie na tyle, by zdążyli roztrwonić zdobytą przewagę. Tym bardziej, że zaliczyli udany finisz, który umożliwił im zejście do szatni z prowadzeniem 17:12.

Punktowanie po przerwie rozpoczęli goście. KPR nie pozostał dłużny i od początku przypomniał, kto tego dnia rządzi na boisku. Lekkie rozprężenie w szeregach gospodarzy – jak to często w sporcie bywa – miało niestety złe strony, bo w 38 minucie pozwoliło ich przeciwnikom zmniejszyć stratę do trzech goli. A byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie kapitalna interwencja Tomasza Szałkuckiego, który zatrzymał piłkę zmierzającą wprost między słupki jego „twierdzy”. W 40 minucie, grając w przewadze, KPR powrócił do pięciopunktowej przewagi, a po chwili dorzucił jeszcze jedną bramkę. Wtedy warszawianie wzmocnili krycie, co zaowocowało rzutem karnym dla gospodarzy, wykorzystanym przez Kamila Cioka. Kilka minut później dwa głupie faule sprawiły, że KPR musiał grać podwójnie osłabiony. Poniesione w tej fazie gry straty udało się jednak zrekompensować.

Mimo to AZS-u się nie poddawał i w 53 minucie był bliski złapania kontaktu z bardziej rutynowanym rywalem. Kiedy zbliżył się na 28:25, trener Lipka od razu wziął czas. Pięć minut przed końcowym gwizdkiem KPR prowadził pięcioma oczkami i nic złego już nie mogło mu się przytrafić. Inna sprawa, że szkoleniowiec gości poprosił wtedy o przerwę, mając nadzieję na wywiezienie z Legionowa choćby punktu. Ku radości około trzystu zgromadzonych w DPD Arenie kibiców, nadzieje płonne. Grający bez kontuzjowanego Michała Prątnickiego KPR pozwolił sobie wprawdzie wbić jeszcze kilka goli, ale trzech punktów nie oddał. Sobotnie derby Mazowsza pewnie wygrał 32:28. – Założyliśmy sobie plan, który realizowaliśmy od początku do końca meczu. Czasami bardziej konsekwentnie – wtedy odjeżdżaliśmy z wynikiem, a czasami mniej konsekwentnie. Wkradło się też trochę nerwówki, emocji z jednej i z drugiej strony. Było kilka niepotrzebnych zagrań, które nas wybiły z rytmu, co zaowocowało tym, że przeciwnik się do nas zbliżył. Ale odzyskaliśmy kontrolę nad meczem i spokojnie dowieźliśmy zwycięstwo do końca – skomentował przebieg rywalizacji Marcin Smolarczyk, II trener legionowskiego zespołu.

Jeśli chodzi o koniec całego sezonu, sztab KPR-u oczekiwania ma bardzo konkretne. – Cele są takie, że chcemy ligę wygrać – przy sprzyjających wiatrach, a zwłaszcza zdrowiu. To jest coś, co nas teraz trochę martwi, bo jeśli wzięlibyśmy pod lupę poszczególnych zawodników, to mają oni mniejsze lub większe urazy. Są też wykluczenia z gry na dłuższy czasu. To wszystko z nami jest, ale myślę, że jesteśmy na tyle mocni, aby to przezwyciężyć i walczyć o osiągnięcie celu, który sobie założyliśmy – dodał trener Smolarczyk.

Po sobotnim zwycięstwie KPR Legionowo awansował na trzecie miejsce w tabeli grupy C I ligi. Do lidera z Białej Podlaskiej ma w tej chwili trzy punkty straty. Kolejny mecz legionowianie zagrają w niedzielę (24 listopada). Na swoim terenie podejmie ich MKS Padwa Zamość.

Poprzedni artykułLiście pod specjalnym nadzorem
Następny artykułDwa wyjazdy – zero punktów
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.