I po wizy-cie

Ależ wywinął nam Donek-patronek numer! Sądząc po nazwie jego powietrznej gabloty – numer one, znaczy się jeden. A już ludowi szykowano w TVP transmisję ze wszystkiego, co główny Trumpek – jak to ładnie ujął (i przekonująco uzasadnił) pewien publicysta – „najbogatszego kraju Trzeciego Świata” w Polsce zrobi, powie, pomyśli. Oczami ślepnącej wyobraźni zacząłem to sobie nawet przypominać… Kamera wycelowana w płytę lotniska, pierwszy garnitur oczekujących vipów, ściszone głosy komentatorów: już za chwilę, już za chwileczkę, i oto jest, nasz zesłany z nieba Wielki Brother! Ten jednak w ostatniej chwili wymigał się spotkaniem z jakimś Dorianem, po czym rzucił do Wawy swego pomagiera. Samolot z wierzchu niby ten sam, „Bestie” również, ale wystawienia nas do wiatru ukryć się raczej nie da. I wrażenia, że za oceanem mają nadwiślańskie umizgi tam, gdzie u ludzi wiatry biorą swój początek. Wszak każdy boss Białego Domu dobrze wie jedno: jakiego nam nie wykręci numeru, jak byśmy nie zostali spotwarzeni, to opluci i tak udamy, że pada wiosenny kapuśniaczek. A zgiętych wpół petentów się za Wielką Wodą olewa.

Nic to, wojenna imprezka w stolicy odbyć się musiała. Przy absencji wystrzałowego Donalda, jej gwiazdą był, o dziwo, nasz Andrew! Kiedy dorwał się do głosu, gromko wypomniał aliantom dawne zaniechania i obsztorcował ich za te całkiem świeże, gdy jeno patrzyli, jak rosyjski niedźwiedź zapolował na Gruzje i Ukrainę. W sumie racja. Pytanie tylko, czemu to nasze machanie szabelką ma służyć? Zdobyciu krajowego elektoratu? Zbędny trud, jemu wystarczą kolejne łapówki z plusem. Zmianie zachodnich postaw? Naiwność, zwłaszcza gdy w grę wchodzą miliardowe interesy. Wkurzeniu Kremla? O, to akurat mogło się udać. Co tam układ sił, pal sześć polityczny rozsądek – wiwat ułańska brawura! Kto by tam pamiętał, że i historia, i papierowi sojusznicy lubią się powtarzać.

Poprzedni artykułDebiutanckie mianowanie
Następny artykułRachunek za śmieci
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.