Wbrew oczekiwaniom wielu rodziców i dyrektorów placówek oświatowych, strajk nauczycieli wciąż trwa. W sobotę, pod koniec pierwszego tygodnia protestu, zwołali oni pod legionowskim ratuszem wieczorne zebranie. Po czym z jeszcze większą determinacją okopali się na swoich pozycjach negocjacyjnych. Nie zmienia to jednak faktu, że związkowy monolit zaczyna już powoli pękać.

Jaki był cel sobotniego zgromadzenia, wyjaśniono na samym początku. – Przyszliśmy tutaj, żeby się wspierać i wytrwać w naszych postulatach. Słuchajcie, potrzebujemy energii nie tylko od siebie samych – nauczycieli, pracowników placówek, ale również od osób, które nas wspierają. Dostajemy mnóstwo pozytywnych informacji, esemesów od rodziców. Słyszeliście, co robią moi uczniowie. Oni dzisiaj tu przyszli dla nas (…), oni zrobili transparenty, oni tutaj dzisiaj przyszli, bo wiedzą, co nauczyciel dla nich znaczy – powitała zebranych Joanna Szydziak, nauczycielka z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 2.

Money, money, money

Organizatorzy od razu zastrzegli, że ich strajk nie ma charakteru politycznego, lecz ekonomiczny. I zaapelowali do kolegów po fachu, by w internecie – cytując filmowego klasyka – nie odszczekiwali się swym prześladowcom. – Darujcie sobie coś takiego, bądźcie ponad to, bo my jesteśmy przykładem dla naszych uczniów. Oni to widzą, oni to słyszą, oni to oglądają i później biorą z nas przykład. A ja nie po to dwa miesiące robię lekcje o hejcie, żeby potem pokazać, że nauczyciele tak pyskują! – dodała pani Joanna.

Porę integracyjnej zbiórki związkowcy wybrali… w samą porę. Być może, choć to tylko domysły, pod wpływem wcześniejszych decyzji lokalnych łamistrajków. – Coraz mniej placówek strajkuje, to warto podkreślić. W zeszłym tygodniu strajk zakończyło przedszkole nr 10, od dzisiaj normalnie pracuje również przedszkole nr 12. Tak więc rodzice mogą już tam przyprowadzać swoje dzieci – mówił w poniedziałkowe przedpołudnie Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa.

Strajk, który męczy

Czy w sobotę przyprowadzili je także pod ratusz, to raczej wątpliwe. Ale jeśli tak, maluchy mogły zobaczyć i posłuchać, jak wygląda klasyczna demonstracja – taka z tłumem uczestników i głośnym wykrzykiwaniem haseł. Na przykład w rodzaju: „Nie ma demokracji bez edukacji” czy „Razem się trzymamy, złamać się nie damy!”. – Jesteście wielcy, że mimo tego, że cały tydzień chodziliście do pracy i uwierzcie mi, ten tydzień pracy był znacznie gorszy niż tydzień najgorszej harówy po 27 godzin, 30 zastępstw. Ja wychodziłem każdego dnia przemęczony – wyznał koleżankom i kolegom jeden z belfrów.

Jacy wychodzili z pracy nauczyciele, którzy strajku nie podjęli, można się tylko domyślać. Wspólnym wysiłkiem udało się jednak uniknąć w mieście oświatowego chaosu. – To, co najważniejsze, czyli egzaminy ósmoklasistów, trwają. I to było najistotniejszą sprawą, aby zapewnić odpowiednie składy komisji egzaminacyjnych. Udało się to zrobić dzięki dużemu zaangażowaniu dyrektorów oraz chęci niektórych nauczycieli, aby stawić się do tych komisji. Ale musieliśmy też skorzystać z osób z zewnątrz: chociażby wykładowców wyższych uczelni czy też osób, które mają uprawnienia do pracy w szkole, ale obecnie nie są w niej zatrudnieni – powiedział Piotr Zadrożny.

Jak zauważył zastępca prezydenta, protest nauczycieli oznacza także stres dla maturzystów z prowadzonej przez miasto Królewskiej Dwójki. – Wiem, że dyrektor zarządził na dzisiaj radę pedagogiczną, na której mają być zatwierdzone oceny. Zobaczymy, czy ta rada się odbędzie. Liczę na rozwagę i dobrą wolę ze strony strajkujących nauczycieli. Wystarczy, że tylko część z nich przerwie strajk i będzie w tej radzie uczestniczyć, aby uczniowie ostatnich klas liceum mogli zakończyć rok szkolny i w maju przystąpić do matur.

Rachunek dla MEN?

Niestety, nadzieje okazały się płonne. Mimo starań dyrekcji w poniedziałek i wtorek nie udało się zwołać rady klasyfikacyjnej. Udało się za to oszczędzić uczniom nudy. Dzięki szerokiej ofercie zajęć: zarówno w szkołach, jak i miejskich placówkach kulturalnych i sportowych, czas wolny od zajęć młodzi ludzie mogli sobie ciekawie zagospodarować. A przy okazji czegoś się nauczyć. Jak choćby na prowadzonych w Scenie 210 powtórkach dla ósmoklasistów. Po wcześniejszym zgłoszeniu podobna oferta ma też czekać na maturzystów. Należy jednak pamiętać, że to wszystko kosztuje. – Podliczymy te koszty i może trzeba będzie wystawić rachunek Ministerstwu Edukacji Narodowej, bowiem musieliśmy zapewnić opiekę dla dzieci i młodzieży na czas strajku. Dlatego być może poszukamy takiej formuły prawnej, aby móc starać się o te pieniądze.

Jak wiadomo, pieniądze napędzają też działania strajkujących związkowców. Również te, które na skutek protestu stracą. Chcąc temu zapobiec, ZNP zwrócił się do urzędu miasta z prośbą o stosowne zadośćuczynienie. Co pomijając zasadność nauczycielskich roszczeń wobec rządu, budzi wątpliwości nie tylko formalnej natury. – Zgodnie z prawem płacić za strajk nie można. Można ewentualnie pomyśleć o jakiejś formie rekompensaty dla tychże nauczycieli. Ale nie ma decyzji w tej sprawie. Jesteśmy przed kolejnymi spotkaniami, będziemy się zastanawiać. Na pewno w pierwszej kolejności trzeba, w mojej ocenie, wynagrodzić czy wspomóc tych nauczycieli, którzy do strajku nie podeszli, a pomogli przeprowadzić egzaminy gimnazjalne i ósmoklasisty – uważa Piotr Zadrożny.

Jeszcze w poniedziałek odbył się kolejny pojedynek na samorządowo-oświatowym szczycie. Z punktu liczenia związkowców raczej mało satysfakcjonujący. Prezydent Legionowa zapewnił tylko strajkujących, że pensje, które – jak zwykle z góry – otrzymali za kwiecień, nie zostaną w przyszłości potrącone z budżetów ich placówek. O przeznaczeniu tych środków zadecydują poszczególni dyrektorzy. Choć zapewne zrobią to z mniejszym animuszem, niż ich podwładni odśpiewują refren nieformalnego hymnu legionowskiego protestu: „Kreatywność nas rozpiera, nie ma wśród nas bohatera. Wszyscy razem się trzymajmy, propagandzie się nie dajmy!”.

Poprzedni artykułPromocja na ekologię
Następny artykułNa przełaj po zdrowie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.