Fali strajków, jaka zalała Polskę u schyłku PRL-u, dzisiejsza młodzież pamiętać nie może. Lecz wiele wskazuje na to, że w ówczesny klimat wprowadzą wkrótce uczniów ich nauczyciele. Jak kraj długi i szeroki pracownicy oświaty szykują się właśnie do protestu. Pod względem zasięgu i skutków zapowiada się on na piątkę z plusem.

Edukacyjne zamieszanie nie ominie też Legionowa. – We wszystkich szkołach odbyły się już referenda strajkowe. Pomiędzy 80 a 90 proc. ich uczestników opowiedziało się za strajkiem. Jeżeli chodzi o przedszkola, to w czterech referenda w ogóle się nie odbywały, ponieważ ich dyrektorzy nie przystąpili do sporu zbiorowego, z uwagi na to, że nie funkcjonują tam związki zawodowe. W pięciu przedszkolach referenda się odbyły, ale w jednym wynik referendum był negatywny, a więc też nie będzie przystępowało do strajku – informuje Anna Łasińska, naczelnik wydziału edukacji UM w Legionowie.

Demonstracyjne „leżakowanie” zapowiedzieli natomiast pracownicy miejskiego żłobka. Krótko mówiąc – poza przedszkolami numer 1,3,6, 9 i 11 – lokalną oświatę czeka lada chwila małe trzęsienie ziemi. – W Legionowie, jak rozmawiałem z nauczycielami, jest duża determinacja do tego, aby uczestniczyć w strajku i nie podejmować pracy. My, jako pojedyncza gmina, nie jesteśmy w stanie zrealizować żądań związkowców. Musi się to odbyć na poziomie ogólnokrajowym – twierdzi zastępca prezydenta Piotr Zadrożny.

Egzaminy dla wybranych?

Tak czy inaczej, sterników miejskiej oświaty wywołano do tablicy. Ci zaś podjęli działania mające na początek uspokoić towarzyszące strajkowi nastroje. – Aktualnie dyrektorzy zostali zobowiązani do przekazania rodzicom informacji o wynikach referendum strajkowego i o tym, że istnieje zagrożenie, jeżeli chodzi o zabezpieczenie zajęć dla uczniów – od 8 kwietnia właściwie do odwołania, bo nie wiemy, ile będzie trwał strajk. Kolejne spotkanie z dyrektorami jest planowane na piątek i po zebraniu informacji podejmiemy decyzję, co dalej będzie się działo w placówkach – zapowiada Anna Łasińska.

Kolejne ruchy związkowcy uzależniają od rozmów z rządem. Ale trudno oczekiwać przełomu, skoro MEN już teraz mówi: finansowe żądania nauczycieli są nie do spełnienia. Obok wyższych płac protestujący domagają się m.in. ograniczenia szkolnej biurokracji i lepszych możliwości rozwoju zawodowego. – Z jednej strony rozumiem i popieram to, że nauczyciele chcą więcej zarabiać. Natomiast niepokoi mnie – i osobiście zwracałem się z tym do pana Broniarza, prezesa ZNP – termin strajku. Sugerowałem jego zmianę, bo przeprowadzanie go w trakcie egzaminów gimnazjalnych i na koniec ósmej klasy jest w mojej ocenie niepotrzebnym stresowaniem uczniów i rodziców – mówi Piotr Zadrożny. Niepotrzebnym i w dodatku brzemiennym w skutkach. Realna jest bowiem do sytuacja, że w jednych szkołach egzaminy się odbędą, a w innych nie. Wtedy absolwenci tych pierwszych wymarzone placówki dostaną na tacy, drugim zaś pozostaną rekrutacyjne resztki.

Lekcyjna alternatywa

Póki co ratusz zadbał o zagospodarowanie młodym ludziom czasu, jaki powinni spędzić na lekcjach. – Przede wszystkim skupiamy się na starszych uczniach podstawówek. W naszych instytucjach kultury i w Arenie chcemy dla chętnych zaproponować zajęcia dodatkowe: różnego rodzaju warsztaty, projekcje filmowe, zajęcie i zawody sportowe. To oferta dla tych, którzy mogą sami, bez opieki na nie dotrzeć i ten wolny czas spędzić w sposób zorganizowany i bezpieczny – dodaje zastępca prezydenta. Gorzej sytuacja wygląda z maluchami. Urzędnicy twierdzą, że nie ma możliwości zapewnienia opieki wszystkim przedszkolakom. – Będziemy szukali jakiegoś rozwiązania, np. utworzenia małych grup w przedszkolach, gdzie będzie strajk, ponieważ nie wszyscy pracownicy tych placówek go podejmą.

Biorąc pod uwagę termin protestu, intencje związkowców są jasne – postawienie rządu pod ścianą. Trudno sobie przecież wyobrazić, że dopuści on do egzaminacyjnego paraliżu. Lecz na razie fakty są takie, że końcowe sprawdziany dla absolwentów gimnazjów i podstawówek stoją pod znakiem zapytania. Bo zgodnie z prawem – poza jednym zewnętrznym członkiem komisji – mogą je przeprowadzać tylko nauczyciele zatrudnieni w danej placówce oświatowej. – Jeżeli te przepisy się nie zmienią – chociaż jest projekt takiego rozporządzenia, ale na razie nie wszedł on w życie – będzie to bardzo trudne do przeprowadzenia i zorganizowania – uważa Piotr Zadrożny. Dlatego w Legionowie wciąż liczą, że 1 kwietnia strona rządowa zaproponuje związkowcom coś, co ci zaakceptują. I nie będzie to prima aprilis.

Niezależnie od tego, na czas strajku ratusz zapowiada mobilizację miejskich strażników. Ulice ma patrolować więcej funkcjonariuszy, szczególnie w godzinach kiedy młodzież wylegnie na przymusowe wagary.

Poprzedni artykułWidziały „gały”, w co grały
Następny artykułCo dwa, to nie jedno
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.