Spisani na straty

Czymkolwiek by się człek dla forsy nie zajmował, prędzej czy później coś zawali. Na bazie tej znanej od zarania dziejów prawdy pewien mało ceniony w akademickim światku uczony, niejaki Murphy, sformułował nawet szereg praw. Ich słuszności raczej prędzej niż później każdy w życiu dowiedzie. A najczęściej już wiele razy dowiódł. Same w sobie wszelkie wtopy są jednak mało istotne. Znaczenie mają dopiero ich konsekwencje, one zaś zależą od tego, czym dany pechowiec się para.

Lekarz – wiadomo. Przypomina sapera, chociaż pomyłka nie urwie mu członków, jeno reputację. Każdy, kto wprowadza w ruch coś dużego i ciężkiego, np. pilot, kierowca albo taneczna partnerka Mariusza Pudzianowskiego, także musi zachować szczególną ostrożność. Stracenie panowania nad pojazdem (nie wspominając o Pudzianie) może się skończyć katastrofą. A życia tudzież zdrowia nawet z polisy OC żaden ubezpieczyciel nam nie zwróci. W nieco lepszej sytuacji są producenci żywności. Jeśli nawalą (choćby za dużo konserwantów do kiełbasy), najwyżej klient odmówi konsumpcji. Albo zje, po czym prędko zapragnie kilku chwil odosobnienia i przerywanej tylko spuszczaniem wody ciszy. Mimo że w grę wchodzi „tron”, korona tu nikomu z głowy nie spadnie. Najlepiej mają szczęściarze kreujący za dutki zjawiska ulotnej natury – wszyscy ci, co ku uciesze gawiedzi kłapią dziobem, śpiewają, czy – niczym Kaszpirowski – na odległość wyciągają z ludzi choroby i kasę. Oni, jeśli coś sknocą, zachowają robotę. Ba, często nawet z knocenia słyną, gdyż posiadają przywilej robienia w branżach czyniących z tego cnotę. I wybaczających wszystko oprócz braku rozpoznawalności.

A co z odpowiedzialnością dziennikarzy? Cóż, należy im tylko współczuć. Z założenia są spisani na straty. Autor powiedzenia „jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził” z pewnością myślał o pismakach. Jeśli poleją wodę, pupa mokra, bo wszystkie dowody są czarno na białym. Więc kiedy ktoś chce ich obić, kij ukręci nawet z gazety.

Poprzedni artykułInwestycje w sport
Następny artykułPtasia edukacja
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.