MONdry Polak po szkodzie

Bez względu na to, czy chodzi o medialną „przykrywkę” wpadki z bliźniaczymi drapaczami stołecznych chmur, czy o zwykłe akcje pań i panów z biura węszącego korupcję, szacun dla ludzi Prezesa – nie każdy potrafi zamykać swoich, w dodatku na publicznym widoku. O tym, że żywot dygnitarza bywa w kratki, przekonał się ostatnio słynny pupil eks dowódcy narodowej destrukcji, pan Bartłomiej – teraz występujący pod skróconym nazwiskiem „M.”. Nie mylić z tajemniczą postacią znaną z serii o Bondzie. Jamesie Bondzie. Niby od kilku lat demonstrował rodakom iście niedźwiedzi głód władzy, lecz dopiero kiedy zdmuchnęli go ze świecznika, naród przekonał się, co z niego za ancyMON. I niezależnie od sądu osądzi sobie w wolnej chwili, czy „miśkowi” należy się nie tylko moralna degradacja.

Można się oczywiście pastwić nad arogancją i rozpasaniem prymitywnego małolata, któremu wpływowy patron ofiarował zaszczyty oraz poczucie bezkarności. Paliwa nie zabraknie, bo uwolnieni od pana Bartka podwładni nieśmiało zaczynają już sypać, jaki w robocie zgotował on im los. Mniejsza wszak o typa, choć to bez wątpienia jeden z barwniejszych przykładów politycznego kolesiostwa. Bardziej dołujący jest fakt, że takich nominacji jest i pozostanie w światku władzy bez liku. Spod jakichkolwiek sztandarów by ona akurat nie była.

Nic w tym złego, gdy przyszły decydent prze do zaszczytów ze świadomością swych braków i szczerą chęcią ich uzupełnienia. Każdy kiedyś się uczył, nawet Dalajlama. Lecz jeśli wybraniec ludu budzi się nagle z przekonaniem o własnej nieomylności i pragnieniem formowania innych na swe podobieństwo, robi się groźnie. Jednym potrzeba ministerialnej teki, innym wystarcza dwieście parę głosów – by z chroniącej przed nimi bliźnich skorupki w trymiga wykluł się zbawca! A po chwili zaczął trącić poglądami, którymi nie tylko za młodu nasiąknął. Owszem, czasem robią się wtedy jaja, ale mało komu jest niestety do śmiechu.

Poprzedni artykułCo dwa, to nie jeden
Następny artykułJedyna taka wypożyczalnia
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.