Sali widowiskowej ratusza i utworzonej w atrium galerii sztuki „stuknęło” właśnie 10 lat. Nic dziwnego, że Miejski Ośrodek Kultury uczcił tę dekadę nad wyraz godnie i głośno. W minioną sobotę nadeszła owego jubileuszu kulminacja – spektakl jedynej w swoim rodzaju Piwnicy pod Baranami.

Anonsując koncert ze sceny, szef MOK-u nie krył ekscytacji. Czy bardziej napędzanej wspomnianymi urodzinami, czy też ich czcigodnymi gośćmi – ten fakt pozostanie jego tajemnicą. – To jest duże święto, do tego wzmocnione do potęgi entej przez artystów, którzy za chwilę wystąpią. Poprzez ich kunszt, legendę, sławę – zapowiadał dyr. Zenon Durka. Zamiast wyczerpującego wprowadzenia, wystarczyłyby zresztą trzy słowa: Piwnica pod Baranami. Jej artyści przyjechali do Legionowa w silnym składzie, z repertuarem prezentującym zarówno legendarne utwory, jak i piosenki z najnowszego programu. Wśród tych pierwszych była m.in. na poły autobiograficzna pieśń „O groblach, na groblach”, poetyko opowiadająca o ekscesach piwniczan, próbujących ongiś pokolorować szare socjalistyczne życie. Z pamiętnymi, powtarzanymi w refrenie słowami: „Tego to może Matko Święta lepiej niech, lepiej niech nikt już nie pamięta…”.

Wielu scenicznych dokonań piwnicznych artystów, ale też ich samych – na przykład Ewy Demarczyk, Marka Grechuty czy Anny Szałapak, zapomnieć się jednak nie da. I tak już od dobrze ponad pół wieku. Zmienia się świat, przemijają ludzie, a krakowska scena pozostaje kultowa, otoczona magiczną aurą artystycznej dekadencji. – To wspaniałe, że nawet kiedy zabrakło Piotra Skrzyneckiego, który był duszą Piwnicy, który był animatorem tego wszystkiego, to duch Piwnicy pozostał. Myślowo i inspiracyjnie Piotr jakby został z nami – mówi Tadeusz Kwinta, który 63 lata temu słynną scenę zakładał. Ową obecność słychać w muzyce, słychać też w ironiczno-przewrotnym piwnicznym słowie. – Witamy państwa ogromnie wzruszeni w naszej, jakże pięknie galopującej, polskiej nierzeczywistości. Nierzeczywistość, panie i panowie, ma to do siebie, że galopuje gdzie chce i jak chce. A zatem, uprzedzając ewentualne ze stolicy płynące enuncjacje, chcę podkreślić, że pan premier Mateusz Morawiecki nie zakładał tej sali, nie wybudował jej. A już zwłaszcza pan premier nie stworzył Piwnicy pod Baranami – zapewnił legionowian Leszek Wójtowicz.

Tak czy inaczej, Piwnica powstała i wciąż ma się doskonale. O czym legionowianie po raz pierwszy, ale być może nie ostatni, mieli okazję się przekonać. Siedząc na widowni, która podobnie jak ta w legendarnej piwnicy, wypełniona była do ostatniego miejsca.