Dbasz o swoje zdrowie i wiesz, że kluczem do długiego życia jest odpowiednie odżywianie. Kiedy więc wchodzisz do sklepu, przy wyborze produktów nie kierujesz się ceną, a jakością. Uważnie sprawdzasz skład i eliminujesz wszystko, co zawiera niepożądane substancje? Patrzysz na bułkę – widzisz gluten, zerkasz na mleko – zauważasz laktozę, a z dżemu straszy wyłącznie śmiercionośny cukier? A może pomidory z supermarketu przyprawiają cię o dreszcze, bo przecież pestycydy w nich zawarte są pewną gwarancją raka? Jeśli na te pytania odpowiedziałeś twierdząco, możliwe, że cierpisz na ortoreksję.

Ortoreksja to nic innego, jak obsesja na punkcie zdrowego żywienia. I nie jest to kolejny wymysł kolorowej prasy, tylko zaburzenie, które na stałe zagościło w słowniku psychopatologii zaburzeń odżywiania. Choć słowo to może się kojarzyć z innym, szerzej znanym zaburzeniem – anoreksją, bo owszem, w obu przypadkach mamy do czynienia z tym samym punktem obsesji, to jednak celem ortorektyków nie jest bycie przesadnie szczupłym.

Niekończące się eliminacje

Ortorektycy skupiają się nie na liczbie kalorii (choć czasem też), ale na jakości pożywienia. Musi być ono absolutnie zdrowe. Nie oznacza to jedynie, że nie może zawierać cukru czy konserwantów. Osoby dotknięte ortoreksją muszą wiedzieć, skąd pożywienie pochodzi i czy jest ekologiczne. Często wiąże się to też z eliminacją szerokiej grupy produktów, tylko dlatego, że któraś z nich została według ostatniej mody dietetyki uznana za niezdrową, np. mięsa czy nabiału. Co więcej, ortoreksja skłania do myślenia magicznego i nadawania żywności niezwykłych cech, które dalekie są od faktów. Tak więc według ortorektyków pewne produkty są w stanie wyleczyć z nowotworu czy oczyścić organizm. Tu często nawet nie ma dolegliwości, ale zapobiegawczo pojawiają się szamańskie metody: picie różnego rodzaju naparów, żucie oleju i tym podobne zabiegi mające uchronić przed jakąś chorobą.

Ortoreksja dotyka zazwyczaj perfekcjonistów, mocno skupionych na sobie, choć nie jest to regułą. U osób młodych zaburzenie może mieć źródło w chęci „bycia innym” i tym samym zaimponowania rówieśnikom, a także być skutkiem szumu informacyjnego panującego obecnie w social mediach i trendu na szeroko rozumiane bycie fit czy eko. Często też ortoreksja bierze się z innej choroby, która sprawia, że dana osoba musi zmienić swój sposób odżywiania – np. alergii pokarmowej, cukrzycy lub nowotworu.

Wyalienowani przez jedzenie

Być może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że takie podejście może utrudniać życie właściwie w każdej jego materii. Ortorektycy nie tylko mają ogromne poczucie winy, kiedy zjedzą coś, co ich zdaniem jest niezdrowe, ale także często bywa tak, że czują pogardę do osób, które nie stosują się do zasad zdrowego (w ich mniemaniu) odżywiania. Kiedy na pierwszym miejscu wartości ortorektyk stawia jedzenie, prowadzi to często do wyobcowania. Niewiele osób jest w stanie zrozumieć takie spojrzenie na świat, a egzystencja z człowiekiem, który ciągle się ogranicza i krytykuje innych, staje się nie do wytrzymania. W końcu ciężko wyjść na obiad z osobą, która w restauracji pyta, czy w burgerze jest wołowina pochodząca od krów argentyńskich wypasanych lewym bokiem do słońca…

Choć wielu osobom może wydawać się to błahostką, na dłuższą metę tego typu zachowania mogą nawet doprowadzić do rozpadu związku. Bo ortorektyk rzadko jest w stanie żyć z osobą, która nie trzyma się założeń jego diety, a raczej ideologii. I na odwrót.

Dbając o zdrowie, niszczą… zdrowie

Pomijając aspekty psychologiczne i socjologiczne, warto zwrócić uwagę, że ortoreksja może prowadzić do zaburzeń natury czysto zdrowotnej. Czyli błędne koło. Dzieje się tak, gdyż w pewnym momencie dieta ortorektyka staje się zbyt monotonna, bo eliminuje wiele grup produktów, lub po prostu deficytowa w pewne składniki mineralne czy witaminy niezbędne do życia. Osoby przekonane o szkodliwości produktów odzwierzęcych mogą chociażby nabawić się anemii, gdyż diety wegetariańskie rzadko prowadzone są w sposób przemyślany. Niestety, sztuczne suplementy, w które tak bardzo wierzy wielu ortorektyków, nie są w stanie pomóc, a nawet czasem mogą zaszkodzić. Spożywanie dużych ilości żywności o mianie tzw. superfood może też prowadzić do zaburzeń stanu jelit. Jak wiadomo, nadmiar zawsze jest szkodliwy, nie inaczej będzie z błonnikiem, którego zbyt duża ilość może powodować wzdęcia i tym samym narazić ortorektyka na ostracyzm społeczny.

Ortoreksja, jak każde zaburzenie, wymaga pomocy specjalisty. Warto zwrócić się nie tylko do psychologa, ale też do dietetyka, który będzie potrafił z takim pacjentem współpracować. Cel terapii nie jest typowy, bo nie polega na chęci zgubienia kilogramów, a zmianie podejścia do jedzenia, które u ortorektyka jest po prostu chore.

Katarzyna Gębal