Wakacje to czas, kiedy panie wyjątkowo licznie szturmują salony piękności. Wiadomo, na urlopie trzeba jakoś wyglądać. Sądząc z relacji naszego czytelnika, u przedstawicielek kaczej płci pięknej bywa podobnie. Szkoda tylko, że to opowieść bez happy endu, bo nasza bohaterka do kosmetyczki jednak nie dotarła.

Według świadków sympatyczna kaczka wylądowała pod drzwiami Instytutu Zdrowia i Urody Yasumi tak pewnie, jakby bywała tam od lat. Choć akurat tego zweryfikować nam się niestety nie udało – na przeszkodzie stanęło wszechwładne RODO. Ponieważ tęskniąca za pięknem ptaszyna długo i wytrwale dreptała pod legionowską placówką, można się tylko domyślać, że albo dotarła tam zbyt wcześnie, albo (co gorsze) nie była umówiona. Na domiar złego, zamiast słów „proszę wejść”, pani kaczorowa usłyszała pisk opon radiowozu strażników miejskich, którzy zawiadomieni telefonicznie o jej wizycie, pędzili pod salon jak na skrzydłach. Koniec końców, choć przecież nie zamierzała nikomu dać w dziób, uznali ją ponoć za drobiona non grata i zapuszkowaną w klatce wywieźli w rodzinne strony. Dzika zaś przecież kaczka nawet nie pisnęła – taka to była dziwaczka.

Poprzedni artykułUwaga na szerszenie!
Następny artykułRozkopane miasto
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.