Po wakacyjnym „roztrenowaniu” wracamy do długiej niczym mecz rozstrzygany w tie-breaku rozmowy z trenerem Wojciechem Lalkiem. I równie bardzo jak taki pojedynek ciekawej. W końcu chodzi o kulisy imponujących osiągnięć klubu LTS Legionovia, który nie mając wielkich pieniędzy, zdominował rozgrywki młodych siatkarek.

Jak zdradza szkoleniowiec, jednym z sekretów sukcesu jest panująca w zespole atmosfera – taka na medal(e)! – Jeżeli to byłby zawodowy team, od razu mówię, że nam by się to nie udało. W żadnym roku. Wiadomo, że to jest zespół, grupa ludzi. Każda z tych dziewczyn to inna osobowość, inny charakter i nie jest tak, że razem kleimy jakieś słodkie ciastko. Są różne sytuacje, ale one szanują siebie za swój wysiłek; za to, że patrzą w jedną stronę i chcą tego samego. Mają też takie same problemy czy trudności. Przez te lata obserwuję, jak sobie pomagają, jak się wspierają. Chodzi głównie o naukę, o chwile zwątpienia, zmęczenie. Pojawia się też tęsknota za domem, bo część tych dziewczyn jest z daleka i są u nas zgrupowane w klubowej bursie. Do trenerów takie sprawy zwykle docierają na końcu, ale sposób, w jaki dziewczyny sobie radzą, jest dla nas dowodem, że to prawdziwy zespół i dzięki temu ma właśnie takie wyniki – mówi Wojciech Lalek.

Seryjnie zdobywane mistrzostwa kraju zrobiły swoje. W stronę Legionowa zerkają już trenerzy pragnący patentu na wygrywanie. – Rzeczywiście, coraz częściej mamy sygnały, że kluby chcą poznać tajemnicę naszych sukcesów, przyjechać i popatrzeć, jak my to robimy. I mamy już nawet kilka zaprzyjaźnionych. My zawsze jesteśmy na to otwarci. To nie jest tak, że jesteśmy jakąś okopaną twierdzą. Ja taki nigdy nie byłem i żaden z trenerów, którzy tutaj pracują, również. To jest fajne. Myślę, że gdybym pracował w innym klubie i widziałbym klub, który przez lata przewodzi stawce, też chciałbym poznać jego tajemnice. Wiedzieć, co takiego tam robią, że to tak działa. A obojętnie co by kto nie mówił, jesteśmy jedynym klubem w historii polskiej siatkówki, który pod rząd zdobył tyle tytułów mistrza Polski w kategoriach młodzieżowych. Jestem z tego dumny i ten klub też może być dumny, niezależnie od tego, co stanie się w przyszłości.

Choć rywale nie próżnują, LTS Legionovia chce nadal przewodzić stawce. Mając oczywiście świadomość, że krajowa czołówka depcze jej po piętach. – Nie będzie łatwo. Zresztą co roku nie jest. Po drodze gdzieś tam się potykamy i miewamy bardzo ciężkie mecze (…). Ani jedno mistrzostwo – czy w tym roku, czy w latach ubiegłych – nie przyszło nam łatwo. To wszystko jest naprawdę wydarte z boiska wysiłkiem dziewczyn, mamy też troszkę sportowego szczęścia. Tylko że zwykle sprzyja ono lepszym i my to regularnie potwierdzamy. W przyszłym roku też będzie nam bardzo ciężko. Obowiązuje w Polsce niepisana zasada „bij mistrza” i tak zawsze jest, że każdy się na nas mocno spina. Na szczęście my jesteśmy na to przygotowani – twierdzi szkoleniowiec. Tak samo jak na głośne pomruki tych, którym hegemonia Legionovii jest nie w smak. – Od pierwszego naszego mistrzostwa wróżono, że już nam się nie uda – bo odeszły z klubu takie czy inne zawodniczki, a następny rocznik nie da rady, i tak dalej, i tak dalej. Ja to co roku słyszę. Niestety, to jest nasz kraj, powiem brutalnie, kraj hejterów. Jeśli ktoś osiąga w Polsce sukces, to od razu przysparza sobie wrogów, którzy zarzucają mu wszystko. W naszym przypadku: brak wychowanków, kupowanie zawodniczek, zbyt duże obciążenia treningowe, gonienie za medalami. Okej, niech sobie tak mówią, ale my się tym nie przejmujemy i po prostu robimy swoje. Byłem w iluś tak klubach i wiem, że tak jest. Tych najlepszych się w gruncie rzeczy nie lubi i tyle. Na szczęście jesteśmy ponad to.

Obojętność na podszyte zawiścią krytykanctwo idzie w Legionovii w parze ze zdrowym podejściem do boiskowych zwycięstw. Dzięki temu mistrzynie Polski wciąż trenują tak, jakby dopiero wdrapywały się na młodzieżowy siatkarki Olimp. – Tak jak zawsze mówi mój młodszy kolega Dawid Michor, który pracuje z kadetkami, fajnie, że te medale są. Nas to cieszy i cieszy te dziewczyny. Płaczemy ze wzruszenia za każdym razem, kiedy je zdobywamy, dziękując sobie za wszystko, co do tej pory zrobiliśmy. Ale najważniejsze jest to, żeby robić coś, co rozwija. Nie uważamy, że mamy mistrzynie i to już wystarczy. Będziemy dalej pracować, żeby te dziewczyny były lepsze jako zawodniczki i jako ludzie. Bo na tym nam też zależy.

I dobrze, bo sportowcem się tylko bywa, a człowiekiem pozostaje przez całe życie. –Gdybyśmy „czarowali”, że one wszystkie będą grały w ekstraklasie, że wszystkie trafią do kadry, to zwyczajnie byśmy kłamali. Tak nie jest, wystarczy spojrzeć wstecz. Mnie to trochę przeszkadza, bo co roku opuszcza nas kilka dziewczyn, które w swoim roczniku są najlepsze w Polsce. I rzadko która znajduje klub na miarę swoich umiejętności. To jest smutne i związane ze swego rodzaju profesjonalizmem klubów grających w ekstraklasie i pierwszej lidze. Ja teraz trochę poszydzę, ale one oczekują młodych, ale doświadczonych i potrafiących wszystko zawodniczek. No i najlepiej za darmo. A takich w Polsce nie ma. Dziewczyny też widzą, jak to jest. My cieszymy się tym, co robimy, a one pracują na bardzo wysokim poziomie i wiedzą kim są. To naprawdę fantastyczne siatkarki, ale zdają sobie sprawę, że mało która dostanie szansę kontynuowania przygody sportowej na takim poziomie, na jaki zasługuje. Ale myślę, że im to nie przeszkadza. Kochają ten sport, cieszą się nim, chcą to robić i potrafią godzić treningi z nauką, radząc też sobie z innymi problemami. My je za to strasznie szanujemy.

Skoro już mowa o szacunku, dokonania Legionovii działają na jej przyszłe zawodniczki jak magnes. Przypisywane działaczom podkupywanie najlepszych dziewczyn jest w tej sytuacji zbędne. – Coraz więcej bywa takich przypadków, że trenerzy lub rodzice wskazują nam zawodniczki z klubów, gdzie są jakieś talenty, które nie są w stanie na swoim terenie się rozwinąć. Wtedy my zapraszamy je do nas na treningi. I jeżeli coś się klei, wchodzą do zespołu. Nie jesteśmy klubem z wielką kasą, który tylko szuka i skupuje te dziewczyny. Wiem, że tak się czasami o nas mówi, ale to jest kłamstwo. Nie ma też takich sytuacji, że ktoś nam zawodniczki próbuje zabierać. Musiałby postawić naprzeciwko dużą wartość, jeśli chodzi o trening i warunki, które by im zapewnił. A pieniądze? Przecież żadna z nich nie dostaje pieniędzy za to, co robi. To, że one zostają i chcą to robić, świadczy o tym, że my dobrze wykonujemy swoją pracę.

Na koniec filarowi trenerskiego sztabu LTS Legionovia warto postawić pytanie, czy jest w owej pracy spełniony. I jak to się ma do jego zawodowych planów na przyszłość. – Ja już, co zresztą po mnie widać, długo pracuję w tym zawodzie (śmiech). Ale nigdy nie zadawałem sobie pytania, czy jestem spełniony. Myślę, że jeżeli przestanie mi to sprawiać satysfakcję, jeżeli przestanie mi zależeć na tych dziewczynach, na klubie i na sukcesach, to wtedy dam sobie spokój. Bo już mogę.

Poprzedni artykuł12 lipca 2018
Następny artykułAbsolutorium pod napięciem
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.