Jeśli dwa tygodnie przed koncertem nie ma już na niego biletów, dobrze to świadczy o tak zwanym podmiocie artystycznym. W tym przypadku powody do zadowolenia miał Ryszard Poznakowski i jego zespół, z którym w drugą niedzielę grudnia odwiedził Legionowo. Mało kto wie, że ani lider, ani jego muzycy nie mieli na ten występ daleko…

Pomysł na założenie grupy pod nazwą Poznakowski Band przyszedł byłemu członkowi Trubadurów i Czerwono-Czarnych osiem lat temu. – Napisałem parę utworów, paręnaście, parędziesiąt, paręset, a niektóre z nich przetrwały próbę czasu. Śpiewali je różni wykonawcy, dlatego nigdy publiczność nie mogła ich wysłuchać na jednym koncercie – mówi Ryszard Poznakowski. Kompozytor postanowił więc to zmienić. Najpierw zmontował skład z młodymi muzykami ze Śląska. Różnica temperamentów sprawiła jednak, że wrócił na Mazowsze. I rodzinnie, i zawodowo. – Zamieszkałem za Warszawą, w okolicach Pułtuska. I okazało się, że mój serdeczny przyjaciel, z którym spędziłem mroczne czasy stanu wojennego, koncertując na statkach w Europie i nie tylko, mieszka w Legionowie. I tak od słowa do słowa, stwierdziliśmy, że może byśmy spróbowali zrobić skład Poznakowski Band miejscowymi, mazowszańskimi siłami.

Tym razem plan się powiódł. Dzięki temu Ryszard Poznakowski znów koncertowo się ustatkował. Na dodatek mieszkańcy Makuszewa Dużego, czyli wsi, w której muzyk zamieszkał, obwołali go sołtysem. Pecha, podobnie jak piosenka „Trzynastego”, mu to bynajmniej nie przyniosło. – Tak się jakoś złożyło, że w tym roku obchodzę 50-lecie pracy artystycznej. W związku z tym show otwieramy utworem „Mały książę”, jako że to była pierwsza moja piosenka, która odniosła sukces. Śpiewała ją Kasia Sobczyk z zespołem Czerwono-Czarni. No a kończymy nieśmiertelnymi „Prywatkami”, które napisałem też parę lat temu, ale dobrze oddają nastrój lat 60. i 70., kiedy tak zwany bigbit się zaczął – uważa Ryszard Poznakowski.

Każdy zapowiadany utwór legionowska publiczność witała owacyjnie, rzec można – z otwartymi uszami. A żegnała, nie żałując wykonawcom braw. I słusznie, bo im się należały. Stylistyczna różnorodność repertuaru sprawiła, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. A przy okazji, gdzieś pomiędzy nutami, przypomnieć sobie młodość…

Poprzedni artykułWyrzucone na pożarcie
Następny artykuł28 grudnia 2017
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.