Rozum na spalonym

Jeśli, drodzy rodacy, wydawało wam się, że wszyscy mieszkańcy Ziemi są z grubsza tacy sami, byliście w błędzie. Ja także, przez blisko pół wieku korzystania z jej zasobów, żyłem na swą ignorancję ślepy. Aż do chwili, kiedy los pozwolił mi sycić oczy internetowym wpisem niejakiej Mariny Łuczenko, małżonki świeżo usidlonego Polaka, z zawodu futbolisty. Ta ukraińskiego rodowodu krasawica, obdarzona właśnie przezeń samolotem, raczyła w temacie komunikacji zakomunikować: „Nie lubię latać ze zwykłymi ludźmi, więc zabrałam Sarę z dzieciakami! Niech lizną trochę luksusu”. Owa imienniczka żony proroka Abrahama to zresztą też połowica znanego (czytaj: zamożnego) kopacza, więc drugie zdanie należy traktować raczej jako mrugnięcie okiem. Ot, mały żarcik „między nami, WAGs-ami, bo właśnie tak, z lekka pogardliwie, anglojęzyczne brukowce zwykły określać żony i przyjaciółki piłkarzy.

Wracając do słów „niezwykłej” kobiety, nasunęły mi skojarzenia z pewnym pytającym dowcipem: czym różni się pani doktor od pani doktorowej? Odpowiedź brzmi: ta pierwsza na tytuł zapracowała głową, zaś druga… wręcz przeciwnie. I właśnie wśród nich, nie trzeba chyba tego wyjaśniać, należy sytuować panie piłkarzowe. Ich wynurzenia najlepiej mieć oczywiście tam, gdzie piłka nie dochodzi, bo z reguły – niczym podania kiepskich zawodników – są mało celne. Chyba że kręci nas obserwowanie kogoś, kto zamiast mózgu ma murawę. Ale jest inny problem. Choroba polegająca na odpłynięciu w megalomańskie zaświaty równie często dotyka polityków. Oni także, choć poślubiają lud na krótsze niż (nie)Szczęsna Marinka okresy, po pewnym czasie zaczynają czuć się ulepionymi z innej gliny. Nic zatem dziwnego, że mając rozdęte ego, bez wahania faulują później tych, co wprowadzili ich na boisko. Byle tylko jak najwięcej ugrać dla siebie przed końcowym gwizdkiem.

Poprzedni artykułPamięć o sierpniu
Następny artykułPsy będą miały jak w raju
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.