Elektryczne taksówki i przydomowe elektrownie…

…czyli ekologiczny oręż do walki ze smogiem

„Pozwólmy miastom oddychać” – pod takim hasłem w środę (1 marca) w Centrum Badawczym Polskiej Akademii Nauk KEZO w Jabłonnie odbyła się konferencja naukowa poświęcona walce ze smogiem. Jej głównym punktem było podpisanie Polskiego Programu Elektryfikacji Motoryzacji. Wydarzenie to było połączone z przekazaniem pierwszej partii taksówek elektrycznych, które już niedługo powinny pojawić się na warszawskich ulicach.

– Elektromobilność to szansa na czystsze powietrze w miastach. W takich aglomeracjach jak ta warszawska, gros zanieczyszczeń pochodzi z transportu. Zwłaszcza centra miast to są miejsca, gdzie elektryczny transport może dać im świeży powiew – powiedział obecny na konferencji podsekretarz stanu w Ministerstwie Energii Michał Kurtyka. Świeży dosłownie i w przenośni. Elektryczne taksówki, które będzie obsługiwała firma Electric Taxi, to samochody Nissan Leaf, zasilane akumulatorem o mocy 30 watogodzin. Na jednym naładowaniu, które trwa około siedmiu godzin i kosztuje 7 zł, taka elektryczna taksówka może przejechać ponad 200 km. Akumulatory są usytuowane pod podłogą, tak więc nie wpływają negatywnie ani na funkcjonalność wnętrza, ani na pojemność bagażnika. – Ten samochód ma 109 koni mechanicznych, a pojemność silnika zero, ponieważ to silnik elektryczny – śmieje się Dorota Pajączkowska z firmy Nissan Polska. – Bagażnik ma pojemność 370 litrów, więc jest całkiem pokaźny. W aucie jest pięć miejsc i bez problemów zmieści się w nim cała rodzina. Ma ono może trochę kosmiczny wygląd jeśli chodzi o deskę rozdzielczą, czy operowanie różnymi przyciskami, natomiast zapewniam, że jest bardzo łatwe w obsłudze i bardzo łatwo można do niego przywyknąć. Co ważne, możemy cieszyć się komfortową, cichą jazdą bez żadnych wibracji, a do tego ekonomiczną i bardzo ekologiczną – dodaje Dorota Pajączkowska.


To samo śmiało można powiedzieć o dwóch pomysłach Instytutu Maszyn Przepływowych Polskiej Akademii Nauk na to, jak poradzić sobie z negatywnymi skutkami tzw. niskiej emisji. Pierwszy to montaż na każdym kotle spalającym paliwa stałe elektrofiltrów pozwalających eliminować emisję toksycznych pyłów do atmosfery. – Druga propozycja, która idzie dużo dalej, to zastąpienie kotła maleńką mikroelektrownią. Zamiast kotła, który produkuje ciepło, w domu mielibyśmy więc małą elektrownię, która będzie produkowała prąd elektryczny i przy okazji ciepło. W związku z tym użytkownik takiego urządzenia będzie tak jak do tej pory ogrzewał swoje mieszkanie czy swój warsztat pracy, a jednocześnie będzie mógł korzystać z energii elektrycznej wyprodukowanej u siebie w domu – powiedział Dariusz Kardaś z Instytutu Maszyn Przepływowych PAN. – Jaka jest zaleta tego urządzenia? Przede wszystkim możliwość produkcji prądu elektrycznego, który jest bardzo drogi w porównaniu z energią cieplną. Wykorzystanie i zainstalowanie takiego urządzenia o mocy elektrycznej 4 kW powoduje, że wartość energii wyprodukowanej w przydomowej elektrowni będzie warta 2 zł w ciągu godziny, a w ciągu doby to będzie około 50 zł – dodaje. W przypadku produkcji masowej koszt takiej mikroelektrowni może wynieść około 30 tys. zł. Biorąc jednak pod uwagę, że pracując, ona na siebie zarabia i w skali miesiąca przynosi właścicielowi zysk w wysokości około 1500 zł, koszt poniesiony na jej zakup zwróci się po około pięciu latach.
Elektryczne taksówki po ulicach Warszawy zaczną jeździć już niebawem. Co do mikroelektrowni, ciężko powiedzieć, kiedy mogłyby one trafić do masowej produkcji.

Rafał Michałowski