Nie ma Szyszki bez kolców

Wydawać by się mogło, że akty prawne klepane przez dietetyków ze słynnego gmachu na Wiejskiej pozostają bez związku z ulubionymi zajęciami obywateli. Wiadomo, prawo sobie, a życie sobie. Bywa jednak inaczej, czego dowiodła ostatnio słynna ustawka, kojarzona z ministrem Szyszko – m.in. od leśnictwa, jak sama nazwa wskazuje. Zielone światło, jakie był on łaskaw zapalić tym, co zieleń ze swego gruntu chcą wyrugować, spowodowało, że wielu rodaków z dnia na dzień zostało fanami piłowania. Słychać to aż nadto wyraźnie również w willowych dzielnicach Legionowa, gdzie wycinka drzew idzie od kilku tygodni pełną parą. A dokąd zajdzie, buk, dąb czy kasztan raczą wiedzieć.

Co tak naprawdę chciał osiągnąć pan urzędnik z teką, mniej więcej wiadomo. Glejt na nadwiślańską masakrę piłą mechaniczną szczególnie ucieszył uprawiających ten proceder przedsiębiorców, no i oczywiście deweloperów, często kombinujących, jak tu maksymalnie zabudować usiane drzewami działki. Teraz ten problem, wraz ze ściętej pamięci roślinami, zniknął. Sęk w tym, że inny stanie się jeszcze poważniejszy. Bo wśród cichych beneficjentów wydanego na środowisko wyroku śmierci jest też smog, zadowolony jak diabli, gdyż wkrótce dostęp do płuc Polaków będzie miał właściwie nieograniczony.

Owszem, nowelizacja ustawy o ochronie przyrody pozwoliła odetchnąć ludziom, którzy czasem latami starali się wyżebrać u urzędników pozwolenie na skrócenie zagrażającej ich domom byle gałęzi. Ale większość niemych i bezbronnych ofiar szychy Szyszki straci żywot nadaremno. Korona z głowy, ani – w sensie politycznym – sama głowa (przynajmniej do czasu) nie spadnie chyba tylko jemu. I dobrze, bo później ktoś by musiał wziąć się za posprzątanie trocin.