Polka metropolka

A jednak warto się postawić! Bo duży może i może więcej, lecz wynikająca z rozmiaru pewność siebie czasem lubi go zgubić. Niejaki Dawid przećwiczył to z panem Goliatem, Finowie z Armią Czerwoną, teraz zaś podwarszawscy samorządowcy nie odsłonili brzuszków, wyszczerzyli kły i warknęli na swych Wiejskich prześladowców. Szacun. O ile jednak biblijny olbrzym po starciu z kamieniem zszedł z ewidencji, wojacy od Stalina odrobili lekcje i później zatańczyli z Niemcami, dowodząc, że nauka nie poszła w las. Tylko wprost do Berlina. A historia lubi… wiadomo co. Zatem szybkie wyciągnięcie z sejmowego ogniska tego gorącego, surowego w środku kartofla wcale nie musi oznaczać rezygnacji z konsumpcji. Co zresztą dzielni autorzy ustawki metropolitalnej sami uczciwie przyznali. Strach się bać, lokalni patrioci, strach się bać…

Weźmy takich kibiców. Teraz idą na mecz – piłkarzy, siatkarek albo szczypiornistów – i zdzierają gardła dla swoich. Ponieważ jednak miasto, choćby i stołeczne, nie może się składać z innych miast, Legionowo swe prawa musiałoby postradać. I kogo tu później dopingować? Legionovię Warszawa? To trochę tak, jakby podglądało się byłą żonę, uprawiającą sport w nowym teamie. I jeszcze płaciło za bilet. Reszcie mieszkańców też należy współczuć. Nawet gdy, co nader wątpliwe, zaliczą meldunkową przeprowadzkę, status obywatela stolicy wiele dobrego im nie da. Już prędzej napyta kłopotów – wszak jak kraj szeroki i głęboki, warszawiaków nikt nie lubi. Zrobi się też pewnie kłopot z tytułami. Skoro kolejny wódz Forum Romanum nie będzie preziem, to kim: wójtem, burmistrzem, sołtysem? Ale to i tak drobiazg, gdyż w Wawie będą mieli większą zagwozdkę. Nazwa dla szefa metropolii co prawda ciśnie się na usta, sęk w tym, że metropolita już tam jest…