Gośka Andrzejewska jest wyjątkowo barwną postacią na legionowskiej scenie muzycznej. Znana jako kapryśna Pani Zaraza, razem ze swoimi zespołami serwuje publiczności mocne, ale jednocześnie pełne artystycznej wrażliwości utwory. Zdradzamy, co słychać u finalistki programu „Must be the Music” i jakie zmiany szykują się w jej scenicznym życiu? A także, czy fan disco polo może zakochać się w jej atomowych dźwiękach i jak muzyka wpływa na… emerytów? O tym i wielu innych rzeczach Zaraza opowiedziała nam, jak to ona, szczerze i od serca.

Jakie masz plany muzyczne na ten rok?

W tym roku chcę się skupić na zupełnie innym, nowym projekcie. Nie będzie to muzyka taka stricte rockowa tylko trochę łagodniejsza – może troszeczkę folku, ludowizny. Chciałabym żeby było czuć tam polskość. Wszystko podszyte zapachem lasu, dawnymi dziejami Polski. Ma to być projekt, który łączy ze sobą wiele instrumentów, może jakieś dawne instrumenty się tam pojawią. Obecnie współpracuję z gitarzystą i basistą, ale zapraszamy do projektu muzyków z zewnątrz. Stawiamy na Legionowo i chcemy się tutaj rozwijać, bo mamy w tym mieście wielu dobrych muzyków, których można posłuchać na jamie w ratuszu i innych imprezach. Tym na pewno będę zajmować się przez cały rok i na razie odpuszczam scenę rockową.

To kiedy można będzie można usłyszeć Cię w nowej odsłonie?

Mamy już przygotowany cały materiał, ale jeszcze borykamy się z wypuszczeniem tego materiału, bo musimy mieć prawa autorskie do niektórych piosenek. Ze względu na to, że to są teksty Tuwima, Brzechwy to musimy załatwić coś takiego, jak ZAIKS. Płyta będzie dostępna głównie w internecie. Może parę egzemplarzy uda się mechanicznie wytłoczyć, ale raczej będzie do posłuchania na Youtube’ie czy Spotify.

To wszystko o czym opowiadasz brzmi bardzo ciekawie i już nie mogę się doczekać owoców tej pracy, ale widzisz co dzieje się obecnie na scenie muzycznej. W mieście właściwie nie ma imprezy, na której nie byłoby muzyki Disco Polo. Jak ty się w tym wszystkim odnajdujesz?

Może zacznijmy od tego, że tak naprawdę po trochu gusta muzyczne są nam wpajane. To co jest puszczane w radio, telewizji…czym więcej się będzie wrzucało powiem brzydko – chały – tym częściej udzie będą tego słuchali. Dopóki ludzie będą tym karmieni to będą to jedli. Więc od miasta to też troszeczkę zależy jak buduje te upodobania muzyczne ludzi. Osobiście nie lubię disco polo, uważam, że nie jest to muzyka rozwijająca. Też w jakimś tam stopniu potrzebna, bo ludzie bawią się przy tym, ale bawią się dlatego, że ktoś im to puszcza i każe się do tego bawić…

A może tych fanów muzyki „łatwej i przyjemnej” jest już na tyle dużo, że miasto nie ma wyjścia?

Ja uważam, że zawsze jest wyjście. Można edukować każdego człowieka. Wiem, że w Legionowie jest też Jazz Jam. Bardzo fajna impreza. Organizowane są też koncerty muzyki fortepianowej. Sama nawet organizowałam dwa koncerty muzyki rockowo-punkowej. Przyszło dużo ludzi, MOK pękał w szwach. Myślę, że to jest tak, jak z rzucaniem nałogu. Jesteśmy do czegoś przyzwyczajeni, wciągnięci w coś to jest nam jakby trudno się od tego odzwyczaić. Na dzień dzisiejszy, wydaje mi się, że miasto powinno to zróżnicować. Żeby dać alternatywę ludziom. Żeby oni mogli zobaczyć, co ta muzyka tak naprawdę im dała. Bo muzyka ma nas i oczyścić, i jakieś emocje w nas rozbudzić…Ludzie muszą zobaczyć, że to nie jest tak, żeby tylko potańczyć i się pobawić. To tez jest ok, ale spróbujmy przeżyć muzykę trochę inaczej. Muzyka jest najbardziej abstrakcyjną forma sztuki. Z jednej strony tego nie można zobaczyć, ale można to zobaczyć. Tego się nie dotknie, ale można to poczuć. Różnie ludzie czują muzykę, różnymi zmysłami. Tak naprawdę muzyka można przekazać wszystkie emocje, całą paletę barw. Nie warto się szufladkować.

Myślisz, że każdyodbiorca jest w stanie otworzyć się na taką muzykę, nawet fan disco polo?

Tak, uważam, że każdy człowiek ma taką wrażliwość, tylko jest ona tłamszona, zagłuszana. W dzisiejszym świecie ludzie za mało sobie np. mówią miłych rzeczy – ładnie dziś wyglądasz, lubię cię, kocham cię…mało jest takiego dobrego słowa, a jak jest to zawsze jest ono podszyte albo ironią albo chęcią wbicia jakiejś szpili. I tu jest ta wrażliwość zabijana. Jest taki pogląd, że jak jestem wrażliwa i miła to inni mogą to wykorzystać i mną manipulować, albo posądzą mnie o nieszczerość czy to, że mam w tym interes. Każdy człowiek jest w stanie przeżyć na swój sposób ten wachlarz muzycznych emocji. Niektórzy po prostu boją się pokazywać swoją wrażliwość, bo świat w którym żyjemy wmawia nam, że jak jesteś wrażliwy czy empatyczny to jesteś słaby.

Pod Twoim kierownictwem działają dwa zespoły seniorskie – Moderato w Jabłonnie i Erin w Legionowie. Jakie masz doświadczenia jeżeli chodzi o pracę z seniorami? Czy przeżywają oni jakąś wewnętrzną przemianę

Ludzie są tak naprawdę tacy, jacy są i się nie zmieniają, tylko dostosowują się do pewnych sytuacji. Na początku, jak ktoś przychodzi jest taka niepewność, że ja może coś źle robię…w ogóle w polskim narodzie jest coś takiego, że z góry się zakłada: Nie ja tego nie potrafię! A do tego po prostu trzeba czasu. Czas jest najlepszym przyjacielem każdej sytuacji w życiu. A to czy coś się uda osiągnąć, czy nie zależy tylko od ilości blokad w naszej głowie. W zespole seniorzy śpiewają nie tylko w grupie, ale maja też solówki co może być na początku dla nich niekomfortowe. Ja ich zawsze przygotowuje do tego i motywuje ich, wpajając że człowiek może zrobić wszystko, jeżeli włoży w to odpowiednią ilość pracy. Zawsze to widać na scenie kto ile czasu poświęcił. Wiadomo pomyłki na scenie się zdarzają, bo nie jesteśmy robotami, ale to jest właśnie fajne, bo dodaje takiej witalności. Zauważyłam, że szczególnie panie się bardzo otwierają. Na początku mają taki opór żeby pokazać trochę ciała, a później już nawet w samym szlafroku występują.

Grupa jest zamknięta czy można do Was dołączyć?

Nie ma tak, że jesteśmy zamknięci na nowe osoby ALE…właśnie jest to pewne ale…że jak ktoś już przychodzi to decyduje się na to, że to jest praca. To nie jest tak, że członkowie grupy sobie tylko przychodzą pośpiewać dla siebie, bo my śpiewamy też dla publiczności, a to się wiąże z tym, że trzeba troszkę popracować w domu. Poświęcić trochę czasu na ćwiczenia, naukę tekstu. Trzeba włożyć w to swoją siłę, i psychiczną, i fizyczną. Jak dochodzi do jakiegoś koncertu to wiadomo jest trema i trzeba się z nią zmierzyć. Chociaż to z czasem mija i dochodzi do tego, że ja mam większą tremę niż oni (śmiech).

Wasza praca przynosi efekty?

I w jednym i drugim zespole jest duży progres, dobrze nam to idzie. Udaje się nam wygrywać koncerty, nie tylko w Legionowie, ale i w Warszawie Teraz z grupą z Jabłonny jedziemy do Grójca na festiwal teatralny i tam będziemy pokazywać sztukę, którą w zeszłym roku przygotowywaliśmy. Nazywa się „Pendolino przez Polskę”. Jak sama nazwa wskazuje, jedziemy pociągiem i śpiewamy piosenki o kolei, o różnych miastach, miasteczkach. Wszystko to łączy się w taką ponad godzinną słowno-muzyczną wycieczkę po Polsce.

Katarzyna Gębal

fot.: Anna Kubisz/arch. pryw.