Beata i jej rekompensata

Gdybym przeczytał tę nowinę 1 kwietnia, uznałbym ją za fajny, choć odrobinę makabryczny dowcip. Wpadła mi jednak w oko 1 listopada i żartem wcale nie jest. Ma zresztą ścisły związek z cmentarzem. Oto bowiem pani Beata, wdowa po pośle Gosiewskim, jednym z pasażerów Tu-154, który nie wrócił z wyprawy na Smoleńsk, domaga się rekompensaty za śmierć małżonka. Wiele nie chce. Po zsumowaniu kosztów zadośćuczynienia oraz odszkodowania dla siebie i dwojga dzieci, a także wyrównaniu otrzymywanej dotąd renty i renty dodatkowej wyszło tego raptem niecałe pięć baniek. To prawie promocja, bo jak argumentuje eks PiSłanka, tutaj w roli żony męża, „nawet gdyby pominąć dynamiczny rozwój jego kariery politycznej i za punkt odniesienia przyjąć osiągane przez niego dochody sprzed katastrofy, budżet rodzinny zmarłego zostałby przez niego zasilony kwotą ponad 3,5 mln zł”.

Zwrotu „utraconej” kasy wdowa żąda oczywiście od państwa. Tylko dlaczego dopiero teraz?! Skoro za tragedię, wedle jej politycznych kamratów, odpowiadają sprzedawczyki z III RP, po kiego zawracać głowę ich zasłużonym sukcesorom? Albo pani Beata tak długo podliczała straty, albo uznała (i słusznie), że ci pierwsi jej rachunek oleją. Teraz zaś klucz do państwowego sezamu mają swoi… Idę jednak o zakład, że ich boss również wstrzyma się z zarządzeniem przelewu. Raczej weźmie koleżankę na bok i zaapeluje: „Beti, ochłoń”. W odróżnieniu od zaślepionej chciwością powódki, musi on dostrzegać absurdalność jej żądań i ewentualne konsekwencje ich zaspokojenia. Eurodeputowanej, od 2014 roku miesiąc w miesiąc zarabiającej około 70 tys. zł (a wcześniej, przez trzy lata na Wiejskiej, też nie harowała za czapkę gruszek), po prostu nie wypada być aż tak pazernym. Za komentarz do tej farsy niechaj posłuży słowo będące jej „twórcą i tworzywem”: katastrofa.

Poprzedni artykułBankowe kłopoty
Następny artykułTerror na osiedlu
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.