Nerwowe ruchy zapanowały w ostatnich tygodniach w najstarszym lokalnym tygodniku. Najpierw osoby zbliżone do gazety doniosły o zamykaniu biura w Nowym Dworze Mazowieckim. Potem zmieniono cykl wydawniczy – zapewne z obawy przed zawsze celnymi i rzetelnymi (choć czasem ciętymi) ripostami naszej gazety na wymyślone przez kolegów z ToiOwo „afery”. Na dodatek, jak informują osoby zbliżone do lokalnych instytucji, wbrew powszechnie znanej i szanowanej zasadzie, że kapitan schodzi ze statku jako ostatni – „kapitan” gazety rozsyła swoje CV, rozpaczliwie poszukując pracy w lokalnych mediach i nie tylko. Czyżby zabrakło pomysłów na kolejne donosy do prokuratury? Czy może dotychczasowe nic nie dały, co znacznie osłabiło i tak już nadszarpniętą reputację tygodnika?

Pewne jest jedno – ogromny sukces odświeżonej „Miejscowej na Weekend” zabolał redakcję To i Owo. Seria pełnych jadu i całkowicie absurdalnych tekstów na temat „Miejscowej”, ciągłe powtarzanie kłamstwa, że Gazeta jest finansowana z budżetu miasta, że jest organem tutejszego urzędu. Wymyślone i absurdalne „jedynki” – jak ta, że Szymon Rosiak rezygnuje, z podaniem daty tej dymisji, czy na siłę wplątywanie posła w lokalne sprawy – to tylko wierzchołek góry lodowej. Najwyraźniej nawet trzymający się w cieniu „sponsorzy” tygodnika mieli dosyć braku skuteczności tekstów pisanych ze z góry założoną tezą i powiedzieli dość.

Czy To i Owo przestraszyło się, że mimo publikacji swych kłamstw we wtorki, mieszkańcy Legionowa i okolic już w czwartek mogli przeczytać prawdziwą wersję tej samej historii? Czy zmieniając cykl wydawniczy na środy, mózgi stojące za To i Owo liczą na to, że w ciągu jednego dnia nie da się zebrać informacji i ich zweryfikować, żeby w czwartkowej „Miejscowej na weekend” podać prawdziwą wersję zdarzeń? Pewnie tak, bo i skąd mogą wiedzieć, że jeden dzień to wystarczająco dużo czasu, aby dotrzeć do źródła, poprosić o dane, dokumenty, komentarz. Nie wiedzą, bo nigdy przecież nie próbowali. Teksty gazety od wielu miesięcy powstają w głowach jednej lub dwóch zatrudnionych tam osób. Czyżby nawet naczelny miał dość i postanowił odejść? Bo nie podejrzewamy, żeby wbrew kodeksowi morskiemu, a dokładnie art. 61 tego aktu, postanowił opuścić gazetę w obliczu zagłady.

Pomimo coraz gorszych tematów, całkowitego braku rzetelności czy nawet próby ukrycia manipulacji, łezka się w oku kręci. Pierwszy krok ku upadkowi dał się odczuć po odejściu poprzedniego redaktora naczelnego. Czy odejście kolejnego oznacza definitywny koniec najstarszego lokalnego tygodnika? Czy ślepa nienawiść wobec rządzących przy kolosalnej klęsce w wyborach samorządowych osób związanych z To i Owo spowoduje upadek gazety? I gdzie znajdzie zatrudnienie jej obecny szef? Na odpowiedzi na te i wiele innych kłębiących się w naszych głowach pytań przyjdzie nam jeszcze poczekać. My, w przeciwieństwie do kolegów z tamtej redakcji, mamy jednak czas.

Anna Krajewska

1 KOMENTARZ

  1. Pani Anno, po raz kolejny wcale nie ustępuje Pani TiO w wymyślania i szukaniu sensacji. Skąd informacja, ze naczelny ucieka? Może po prostu mu podziękowali? A określenie „rozpaczliwe rozsyłanie CV” chyba pasuje do każdego, kto szuka pracy. Nie jest Pani lepsza od tych, których krytykuje.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.