Jeśli wcześniej ktoś nie lubił jazzu, niedzielny koncert w miejskim ratuszu mógł go z tej przypadłości „wyleczyć”. Po ubiegłorocznym debiucie w MOK-u na Norwida Sibel Köse z zespołem Young&Hearts wystąpiła na głównej legionowskiej scenie.

Zagraniczna nazwa towarzyszącej tureckiej wokalistce formacji to w tym przypadku tylko zasłona dymna. Jej trzon stanowili bowiem polscy instrumentaliści. – Razem z Sibel i ze wszystkimi muzykami, którzy dzisiaj będą tu grać, pracujemy na warsztatach jazzowych w Puławach. Sibel przyjeżdża na nie już od 12 lat. Jest nie tylko cenioną artystką, wokalistką, ale też wspaniałym pedagogiem. To okazja, żeby dzięki puławskim warsztatom wracający z nich muzycy również zagrali koncerty – mówi Janusz Szprot, pianista i lider zespołu. Legionowo wybrał on, jak mówi, z premedytacją, głównie ze względów  sentymentalnych. Tu bowiem, mieszkając przy ulicy Orzechowej, spędził dzieciństwo. Nawiasem mówiąc, razem z bratem Leszkiem – szefem legendarnego Vistula River Brass Bandu, grającym w niedzielę na klarnecie i saksofonie altowym. Znaczenie miała też świetna akustyka sali widowiskowej. Dzięki niej gwiazda wieczoru mogła zaświecić tak jasno jak tylko ona potrafi. – Sibel Köse jest taką pierwszą damą tureckiego jazzu. To fantastyczna wokalistka, która reprezentuje klasyczny styl, mainstream jazzowy, bez żadnych odskoczni do popu czy jakiejś innej muzyki. Śpiewa wspaniale – dodaje szef bandu.

Z polskimi muzykami turecka wokalistka zetknęła się na początku lat dziewięćdziesiątych, podczas prowadzonych przez nich za granicą „korepetycji” jazzowych. Była wtedy studentką architektury. – Najpierw spotkałam Krzesimira Dębskiego, który przyjechał uczyć kompozycji. Później Janusz przyjechał do Turcji i stworzył tam wydział muzyki. Ja po raz pierwszy pojechałem do Zwierzyńca na warsztaty wokalne, później do Zamościa na międzynarodowy konkurs wokalistów jazzowych, gdzie zdobyłam pierwszą nagrodę. I tak to mniej więcej się zaczęło – wspomina artystka.

Oprócz braci Szprotów w Legionowie zagrali perkusista Kazimierz Jonkisz i kontrabasista Wojciech Pulcyn. Nieźle dał jazzu także doskonały amerykański puzonista Dante Luciani. –  Tak dobraliśmy program, żeby pokazać również polski jazz, polską duszę w muzyce. Tak więc niektóre tematy mogą być dla publiczności zaskakujące, ponieważ będą przypominać nasze popularne utwory – uprzedzał Janusz Szprot. Chodzi np. o kompozycję Seweryna Krajewskiego „Uciekaj moje serce” czy temat z filmu „07 zgłoś się”. Jazzmani sięgnęli też po słynny utwór węgierskiej grupy Omega – „Dziewczynę o perłowych włosach”.

Pokazana w ratuszu mniej ortodoksyjna strona jazzu mogła urzec nawet tych, którzy na co dzień od niego stronią. W powszechnie znane motywy artyści wpletli jednak prawdziwie mistrzowskie nuty. Takie, jakimi starają się natchnąć tych, których uczą. – Kiedy to robię, nie nazywam siebie nauczycielem, ale raczej – to zależy – coachem albo przewodnikiem, ponieważ na siłę nie nauczysz nikogo niczego, nie tylko jazzu. Jeśli ktoś  naprawdę chce się czegoś nauczyć, ma potencjał, dostatecznie dużo ambicji, ma czas i energię, żeby ćwiczyć i w siebie zainwestować, wtedy coś może z tego wyjść – uważa Sibel Köse.

Można tylko żałować, że w niedzielę sala widowiskowa ratusza nie była wypełniona po brzegi. Ale to w końcu nieobecni stracili na tym najbardziej.