Nieziemska poUFOność

Z wewnętrznym przekonaniem szarego obywatela, że coś na jakiś temat wie, jest trochę tak jak z politykiem, który kiedy mówi, że coś zrobi, to mówi. Nim zaczniemy się mądrzyć, często wypowiadamy sakramentalną formułę: „moim zdaniem”. Tylko, czy aby na pewno zawsze naszym…? W różnych sprawach nałogowo zdarza się zabieganej, a więc chętnie korzystającej z intelektualnych skrótów jednostce opierać sądy na wykutej przez kogoś innego opoce. Pół biedy, jeśli miał on dobre intencje. Gorzej, kiedy z premedytacją żywił mózgi gawiedzi treścią może i dla nich smakowitą, ale wysoce szkodliwą. Jak nie przymierzając, najpowszechniejszy z narkotyków – cukier. Takie oto poważne przemyślenia nawiedziły podczas mnie lektury lektury z gruntu, zdawałoby się, niepoważnej i niepoważanej, traktującej o rzekomo częstych odwiedzinach w ziemskich stronach gości z innych planet. Tak całkiem serio, z cytowaniem różnych oficjalnych dokumentów, zdjęciami, zeznaniami świadków. Ba, nawet domniemanych ofiar różnych testów i eksperymentów medycznych. Przez tę swoją rzetelność owa kosmiczna lektura stawała się nawet momentami nudnawa. Taki, dajmy na to, pan von Däniken w tego typu faktograficzne drobiazgi się nie bawił i wyszedł na tym dużo lepiej. Również finansowo. Mniejsza o to. Pytanie brzmi: co zawartość powyższej smakującej sensacją księgi ma wspólnego z faktami? Bo wygląda na to, że tak całkiem wyssana z palca jej treść nie jest. Za dużo palców było w niej maczanych.

Kiedy słuchamy ludzi władzy obiecujących wybudowanie tysięcy kilometrów autostrad, milionów mieszkań i miliardy zysków z łupków, mało kto uważa ich za głupków. A przecież poruszają się w świecie fikcji. Kto wie, czy nawet nie sprawniej od samego mistrza Lema. Ale gdy w szacownym, naukowym towarzystwie wspomni się o ufoludkach, w najlepszym razie uzna ono, że mówca spadł z Księżyca. O ile na co dzień gładko łykamy przeróżne zasłyszane „fakty”, coś, co wykracza poza wąskie ramy siermiężnego racjonalizmu, nie przechodzi nam przez gardła. Oczywiście poza szczęściarzami w rodzaju pewnego dżentelmena spod Serocka, któremu – jak z przekonaniem twierdzi – całkiem duży spodek zawisł kiedyś nad chałupą. Jakże ja jemu podobnym zazdroszczę! Wszak po takim doświadczeniu (o ile w roli jego spiritus movens nie wystąpił np. spirytus) sprawa przestaje być kwestią wiary i staje się rzeczywistością. Bezcenne.

Aha, śpieszę wszystkich UFOjących doniesieniom o kosmitach uspokoić – chłopaki generalnie chcą nam pomóc. Zauważyli, że mocno na Ziemi nabałaganiliśmy i według nich raczej prędzej niż później trzeba ją będzie doprowadzić do porządku. Kto wie, jeśli sami nie załatwimy się kiedyś naciskaniem jakichś atomowych guzików, może nam nawet w tym czyszczeniu pomogą? Sądząc z karkołomnych manewrów wykonywanych przez ich nieziemskie fury, także w sprzątaniu owi gwiazdorzy powinni być oblatani lepiej od nas. O niebo lepiej!

Poprzedni artykuł23 czerwca 2016
Następny artykułDzieciaki pozbyły się 90 ton śmieci
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.